Poturbowane euro walczyło wczoraj o życie. Szefowie państw strefy do późnej nocy szlifowali szczegóły Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego. Funduszu, który ma ratować reputację UE, a może zaszkodzić polskim obligacjom.
Po zeszłotygodniowych spadkach giełd i deprecjacji euro Bruksela obawiała się dalszej zapaści. Niedzielne posiedzenie europejskich przywódców przypominało wyścig z czasem. Rozwiązania musiały być ogłoszone przed otwarciem azjatyckich giełd. – W poniedziałek nad ranem Europa będzie gotowa do obrony euro – zapowiadał prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
W kilkunastoletniej historii wspólnego pieniądza nigdy jeszcze ministrowie nie pracowali pod taką presją. "Będziemy bronili euro niezależnie od kosztów. Mamy do dyspozycji kilka instrumentów, i użyjemy każdego z nich" - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Europejski Mechanizm Stabilizacyjny miał uspokoić rynki, zapewnić, że UE będzie gotowa do natychmiastowego kontrataku, jeżeli na krawędzi bankructwa staną kolejne państwa: Hiszpania czy Portugalia. Na wdrożenie planu ratowania Grecji Bruksela potrzebowała aż sześciu miesięcy. Teraz ratunek ma być o wiele szybszy.
Fundusz, którego wartość ocenia się na 60 – 70 mld euro, będzie finansowany z obligacji wyemitowanych przez Komisję Europejską. Ponieważ uzyskają one gwarancje rządów Niemiec, Francji i innych najbardziej solidnych państw Unii, mogą liczyć na najwyższą ocenę agencji ratingowych i przez to niskie koszty pozyskania pieniędzy na rynku.
To może nie spodobać się polskiemu rządowi, który co prawda nie uczestniczy w planie ratowania Grecji, ale do tej pory był przeciwny emisji europejskich obligacji. Obawiał się, że będą one konkurencją dla polskich papierów uważanych za mniej pewne. Na razie minister Jacek Rostowski nie chciał zająć jednoznacznego stanowiska. "Musimy zobaczyć, jak duży będzie ten fundusz, z jakich elementów będzie złożony, jakie dodatkowe elementy będziemy mieli w całym pakiecie, szczególnie ze strony Europejskiego Banku Centralnego, który będzie odgrywał kluczową rolę" - powiedział wczoraj w Brukseli.
Otwartego sceptycyzmu wobec funduszu nie kryje Wielka Brytania, nienależąca do strefy euro trzecia co do wielkości gospodarka zjednoczonej Europy. Nie ma najmniejszego zamiaru poręczać europejskich obligacji. "Wsparcie euro jest obowiązkiem członków eurogrupy" - twierdzi brytyjski minister finansów Alistair Darling.