Zwiększenie rezerw walutowych NBP i wzrost płynności w bankach – taki skutek może mieć wymiana walut Ministerstwa Finansów Jacka Rostowskiego na złote w banku centralnym. Resort będzie to robił już od drugiego kwartału.
Obie instytucje nieco modyfikują swoją politykę kursową, bo od pierwszej połowy ubiegłego roku resort finansów wymieniał waluty przede wszystkim na rynku. Było to jedno z narzędzi, które miało stabilizować kurs złotego względem euro i ograniczyć wzrost nadpłynności sektora bankowego. I jedno, i drugie w części się udało: złoty nie osłabił się na tyle, aby dług publiczny przekroczył próg 55 proc. PKB, a nadpłynność spadła z około 112 mld zł w lipcu 2011 r. do 89,4 mld zł w lutym tego roku.
Zapowiedzi powrotu resortu finansów z wymianą walut do banku centralnego dowodzonego przez Marka Belkę rynek zinterpretował jako wyraz ufności MF i NBP w siłę i stabilizację złotego. Przyczyn tej decyzji jest jednak kilka. Najważniejsza to chęć zwiększenia rezerw walutowych NBP – każda operacja wymiany podniesie ich poziom. Choć i dziś nie są one małe – w lutym ich wartość wyniosła 75,7 mld euro, ale ich zwiększenie pod koniec 2011 r. zalecał Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW przedstawiał swoją rekomendację w czasach, gdy NBP prowadził interwencje walutowe w obronie złotego.
Piotr Kalisz, ekonomista Banku Citi Handlowy mówi, że z tego punktu widzenia polskie rezerwy walutowe są niskie. Licząc ich wielkość względem głównych miar, jak import czy krótkoterminowy dług, mamy pokryte 100 proc. zapotrzebowania. Jednak większość krajów wschodzących ma pokrycie rzędu kilkuset procent. Jeśli zakładamy, że NBP może być w przyszłości zmuszony do kolejnych interwencji walutowych, to zwiększenie rezerw walutowych ma sens – mówi.
Z kolei Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium, nie widzi palącej potrzeby ich zwiększania. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że bank nie ma pokus, aby aktywnie działać na rynku walutowym, to chyba też nie ma się czym martwić – mówi. I zwraca uwagę na jeszcze jedno: wymiana walut na złote w NBP zwiększa płynność w bankach. Bierze się to stąd, że w zamian za np. euro bank centralny dostarcza ministerstwu złote, które są potem lokowane w bankach. Większość tej gotówki trafia z powrotem do banku centralnego, który sprzedaje bony pieniężne. Ich oprocentowanie to 4,5 proc. rocznie – więc bank centralny ponosi z tego tytułu dodatkowy koszt.