Inne branże mogą czuć się co najmniej poirytowane, gdy słyszą, jak producenci mebli narzekają na kiepskie wyniki, podczas gdy tylko w lipcu wytworzyli o 15,5 proc. więcej mebli niż przed rokiem. Jednak biorąc pod uwagę poprzednie miesiące, wynik rzeczywiście można uznać za rozczarowujący. Z danych GUS wynika, że jeszcze w maju produkcja wzrosła o ponad 24 proc., w kwietniu o 26, a w marcu aż o 28 proc.
Eksperci nie mają wątpliwości, że ten spadek dynamiki to w dużym stopniu efekt pogorszenia koniunktury na światowych rynkach. Nasz przemysł meblarski jest bowiem mocno uzależniony od eksportu – ponad 80 proc. jego produkcji trafia do zagranicznych odbiorców. A ci obawiają się skutków, jakie na gospodarkach wywrą turbulencje na rynkach finansowych i już ograniczają zamówienia.
– Choć w pierwszych pięciu miesiącach eksport mebli na najważniejszych dla nas rynkach był o 15 proc. większy niż przed rokiem, to była to zasługa przede wszystkim wyników uzyskanych w pierwszym kwartale. Już w kwietniu i maju obserwowaliśmy wyraźne osłabienie – mówi dr Tomasz Wiktorski, właściciel
firmy B+R Studio, która specjalizuje się w analizach rynku meblowego.
Ale nic nie jest jeszcze stracone. – Nasze firmy mogą wykorzystać problemy z e-sprzedażą mebli, jakie mają obecnie Hiszpanie i Włosi – ocenia dr Wiktorski. Ich meble są średnio dwa razy droższe niż nasze. A te polskie są równie dobre zarówno pod względem jakości, jak i wzornictwa. Jego zdaniem Polacy mogą zająć część ich rynków zbytu albo nawiązać kooperację. Zwłaszcza z przedsiębiorcami z Włoch, którzy są drugim po Chinach największym eksporterem mebli na świecie.
Polska na tej liście zajmuje również wysokie czwarte miejsce i ciągle pnie się do góry.
– Jeśli przedsiębiorstwa znad Wisły wykorzystają tę szansę, to tegoroczny eksport mebli może być o 10 proc. większy niż przed rokiem i osiągnąć wartość ok. 6 mld
euro – twierdzi dr Wiktorski. Zastrzega, że polskie firmy muszą jednak poradzić sobie z obniżką kosztów po dużym wzroście cen surowców do produkcji. Taki wynik eksportu będzie możliwy także pod warunkiem, że złoty zbytnio się nie wzmocni i euro będzie kosztowało około 4 zł.
Także Andrzej Marek,
prezes firmy Kler, uważa, że na spadek dynamiki produkcji w naszej branży meblarskiej wpływa między innymi osłabienie koniunktury na rynkach zagranicznych. Zwłaszcza w Niemczech, które są głównym odbiorcą polskich wyrobów.
Zdaniem Marka po bardzo dobrych wynikach ubiegłej jesieni i zimy wiosną psuć się zaczął również rynek polski. – Od 3 – 4 miesięcy większość sprzedawców mebli notuje spadki, choć należy przyznać, że nie dotyczy to wszystkich firm – ocenia prezes Klera. Spadający popyt na meble to głównie efekt tego, że gospodarstwa domowe ostrożniej kupują te wyroby, ponieważ przeciętny wzrost płac jest dość niski, a
podwyżki wynagrodzeń w dużej części zjada inflacja. Ponadto dużo jest też niepewności na rynku pracy, co również wpływa na poziom zakupów rodzin.
Przedstawiciele branży na razie wolą unikać słowa „kryzys”. – Nie ma załamania na rynku meblarskim. Produkcja, choć wolniej, to rośnie cały czas. Dopiero następne miesiące pokażą, czy jest to zjawisko trwałe, czy też tylko przejściowe – zastrzegają.
Ale prawdopodobnie dopóki się to nie wyjaśni, przedsiębiorstwa będą stopniowo zmniejszać zatrudnienie. Robią to już od trzech miesięcy.
Według danych GUS w czerwcu i lipcu liczba osób pracujących w branży meblarskiej w firmach zatrudniających ponad 9 osób zmniejszyła się o 5 tys. – do 133 tys.
...branża szuka ratunku w dziecięcych pokojach
Branża meblarska znalazła niszę, która pozwoli jej uzupełnić braki powstałe po spadkach w eksporcie. Jej nowymi klientami mają być dzieci i to na nich chcą zarabiać najwięcej. Szczególnie w przyszłym roku, gdy do pierwszej klasy obowiązkowo pójdą dzieci z dwóch roczników.
Szacuje się, że szkoły podstawowe przyjmą za rok ponad 600 tys. sześcio- i siedmiolatków – niemal dwa razy więcej uczniów niż dotychczas. To oznacza, że rodzice będą musieli wyposażyć swoim pociechom pokoje, a szkoły – sale.
– Spodziewamy się boomu na meble szkolne, więc zwiększamy moce produkcyjne – mówi Małgorzata Sawicka-Koprowicz z firmy Meblik. Już w tym roku widać wyraźny wzrost sprzedaży tego typu kolekcji.
– Sierpień okazał się miesiącem, w którym sprzedaż dziecięcych zestawów jest wyższa niż w poprzednich miesiącach – mówi Monika Tokarska z Meble Vox. Według niej już dziś firma może mówić o sukcesie nowej kolekcji Young Users by Vox. – Po świetnej ocenie na targach w Mediolanie i zdobyciu kilku nagród jest doceniana przez klientów. Oprócz niej mamy jeszcze dwie nowe linie dla dzieci i młodzieży – wyjaśnia.
Również sieć sklepów meblowych Abra postawiła na meble przygotowane specjalnie dla uczniów. Do oferty wprowadziła kolekcję Anemone przygotowaną przez Fabrykę Mebli Forte oraz szafki i biurko z kolekcji Lego firmy Dolmar. Z kolei firma Drewnostyl wprowadziła markę Pinio, która w całości składa się z naturalnych mebli w stylu holenderskim.
Polską koniunkturę wyczuły także zagraniczne firmy. Pod koniec marca w centrum handlowym Targówek Domoteka otwarto bowiem pierwszy w Polsce sklep z meblami dziecięcymi i młodzieżowymi duńskiej marki Flexa. Duńczycy już zapowiadają, że chcą budować sieć w kolejnych miastach: Poznaniu, Gdańsku, Łodzi.
O tym, że produkty dla dzieci to atrakcyjny segment rynku wyposażenia wnętrz, świadczą zresztą najnowsze badania GfK Polonia przeprowadzone na zlecenie firmy Barlinek. Wynika z nich, że ponad 23 proc. powierzchni naszych mieszkań przypada na pokoje dziecięce. To zachęciło Barlinek do wypuszczenia na rynek pierwszych na rynku kolekcji specjalistycznych podłóg drewnianych dla dzieci