Milton Friedman, amerykański noblista w dziedzinie ekonomii mawiał, że darmowe obiady nie istnieją (ang. there's no such thing as a free lunch). O tym, że to nieprawda przekonuje ostatnio bank BNP Paribas, który nęci klientów bezpłatną pożyczką w wysokości jednomiesięcznej pensji. Na kredyt może liczyć każdy dotychczasowy lub nowy klient, którego miesięczne wynagrodzenie wynosi co najmniej 2 tys. zł netto. Pożyczka musi być spłacona w terminie od trzech miesięcy do dwóch lat, a jej maksymalna wysokość nie może przekroczyć 7,5 tys. zł. Aby otrzymać kredyt bez prowizji, odsetek i dodatkowych opłat bank wymaga założenia lub posiadania jednego z czterech dostępnych kont osobistych, zasilania go pełną kwotą wynagrodzenia oraz realizowania trzech transakcji bezgotówkowych kartą debetową.
Zaciągając pożyczkę na 5 tys. zł netto w przeciętnym banku po roku trzeba oddać ok. 597 zł więcej w przypadku klienta wewnętrznego i ok. 653 zł w przypadku klienta zewnętrznego. Wobec tych kosztów warunki stawiane przez BNP Paribas wyglądają na niewygórowane. Z pewnością oferta znajdzie wielu amatorów, którzy nieoprocentowany kredyt w wysokości jednomiesięcznej pensji od francuskiego banku wykorzystają na konsumpcję (alternatywa dla zakupów ratalnych) lub ulokują w celu zarobienia na odsetkach. Odkładając w ten sposób 5 tys. zł na przeciętnej dwuletniej lokacie (5 proc. brutto) można się wzbogacić o ponad 400 zł przy założeniu, że raty pożyczki będą spłacane z bieżących środków. Natomiast wykorzystanie najwyżej dostępnej kwoty pożyczki (7,5 tys. zł) da ponad 600 zł zysku w ciągu dwóch lat.
Nieoprocentowanym kredytem kuszą również inne instytucje finansowe na polskim rynku. W Banku Millennium, Citi Handlowym i Lukas Banku klient, który ma uruchomiony limit kredytowy w koncie osobistym może skorzystać z nieoprocentowanego zadłużenia przez siedem dowolnych (niekoniecznie następujących po sobie) dni w miesiącu. Z kolei Raiffeisen Bank pozwala swoim klientom zapożyczyć się bez odsetek na kwotę do tysiąca złotych.
Aby skorzystać z nieoprocentowanego zadłużenia w każdym z czterech banków najpierw należy uruchomić kredyt odnawialny. Może się to wiązać z opłatą za przyznanie limitu. Dlatego bezodsetkowa pożyczka jest rozwiązaniem korzystnym, ale dla kogoś kto już taki limit w rachunku uruchomił. W przeciwnym razie prowizja za przyznanie kredytu odnawialnego w większości przypadków przewyższy odsetki, które klient mógłby otrzymać lokując na koncie oszczędnościowym lub kilkudniowej lokacie środki pochodzące z nieoprocentowanej pożyczki.
W przypadku ulokowania na koncie oszczędnościowym z kapitalizacją dzienną 1 tys. zł pochodzącego z darmowego kredytu po jednym dniu odsetki wyniosą 0,12 zł. Żeby więc raz w miesiącu zarobić na miltonowski darmowy obiad należałoby na takich rachunkach ulokować ponad 20 tys. zł. Dla wielu konsumentów to zadanie zbyt pracochłonne, żeby zarobić kilkanaście złotych odsetek. Osobie, która może poszczycić się zdolnością kredytową pozwalającą na wysoki kredyt odnawialny prawdopodobnie tego rodzaju optymalizacja nawet nie przejdzie przez myśl.
A dodatkowo wiąże się ona z ryzykiem spóźnionych przelewów, ponieważ zbyt późno zwrócone bankowi pieniądze - na przykład o jeden - dzień skutkują naliczeniem odsetek za cały okres utrzymywania ujemnego salda (w tym przypadku osiem dni). Dzieje się tak w przypadku Banku Millennium, Citi Handlowego oraz Lukas Banku. Podobnie funkcjonuje oferta Raiffeisen Banku, gdzie przekroczenie darmowego zadłużenia (1 tys. zł) spowoduje pobranie odsetek za całość ujemnego salda.
Darmowym kredytom, które oferują banki nie można odmówić funkcjonalności. Ale warto mieć świadomość, że służą one bardziej do przyciągnięcia nowych klientów i kilkudniowego podreperowania budżetu domowego niż do zarabiania. Niespłacone w okresie bezodsetkowym okażą się droższe (ze względu na wyższe oprocentowanie) od przeciętnego limitu w koncie. Jedno jest pewne darmowe obiady istnieją, tylko nie każdy chce po nie sięgnąć.