ING Bank Śląski to kolejny bank, który nie może oferować zbyt niskich cen swoich produktów, bo zakazała tego Komisja Europejska całej grupie z siedzibą w Holandii. "Istotnie w ramach całościowego pakietu ustaleń dotyczących pomocy dla Grupy ING takie ograniczenia są zawarte." - mówi Piotr Utrata, rzecznik ING. Według warunków, narzuconych przez KE ING nie może mieć produktów tańszych niż trzy najlepsze oferty, o ile w danym segmencie posiada więcej niż 5 proc. rynku.
"W praktyce ze względu na naszą sytuację na polskim rynku nie odczuwamy skutków tych ustaleń w codziennej działalności depozytowej, kredytowej czy rozliczeniowej. Warunki oferty cenowej ING Banku Śląskiego kształtowane są w oparciu o oczekiwania klientów, sytuację na rynku bankowym oraz oferty naszych konkurentów" -dodaje Utrata.
"ING w wielu przypadkach jest znacznie poza czołówką, np. na rynku depozytów. Jeśli zaś chodzi o ROR-y, to tylko konto internetowe ma szansę być wśród najlepszych na rynku" - mówi Michał Sadrak z Open Finance. Jednak klienci ING muszą się liczyć z tym, że oferta tego banku nie ulegnie poprawie. Zgodnie z zaleceniem Komisji Europejskiej, jeśli tylko ING zorientuje się, że jego oferta jest lepsza niż produkty trzech najlepszych konkurentów, musi podnieść jej cenę.
O podobnym porozumieniu – pomiędzy Komisją Europejską a niemieckim Commerzbankiem – które może wpływać na klientów w Polsce, informował już BRE Bank.
Jak się dowiedzieliśmy, takich przypadków może być więcej. Z pomocy państw europejskich pod koniec 2008 i na początku 2009 roku korzystały – poza Commerzbankiem i ING – także m.in. belgijski KBC oraz francuskie BNP Paribas, Societe Generale czy Credit Agricole. I jeszcze pięciu instytucjom z uratowanych przez podatników banków Komisja Europejska narzuciła zakaz konkurowania ceną. Ale ponieważ dogadała się z rządami państw, gdzie te banki mają siedziby, nie chce podać ich nazw.
"Decyzje dotyczące pomocy państwa są publikowane po usunięciu poufnych zapisów. Dotyczy to również klauzul przywództwa cenowego. Nie publikujemy tej informacji, jeśli wymaga tego od nas państwo, z którego pochodzi bank" - wyjaśnia Maria Madrid z biura prasowego KE.
Na dodatek Komisja Nadzoru Finansowego także odmawia podania informacji, które instytucje finansowe mogą podlegać takim zakazom, powołując się na prawo bankowe. W rezultacie polski konsument nie wie, czy przypadkiem nie jest klientem banku, który po prostu musi być drogi. Jednocześnie KNF twierdzi, że te porozumienia nie mają znaczenia dla polskiego rynku.
"Władze działających w Polsce banków muszą postępować zgodnie z polskim prawem - ich działania nie mogą stwarzać zagrożenia dla bezpieczeństwa depozytów, władze nie mogą też działać na szkodę spółki. Ta zasada obowiązuje bez względu na takie czy inne zapisy umów zawartych przez grupę, podjęte przez grupę zobowiązania czy zalecenia od instytucji matki, od władz z rynku macierzystego, od KE czy z jakiegokolwiek innego ośrodka" – odpowiada Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego.
Analitycy uspokajają, że warunki Komisji Europejskiej dotyczą tylko tych segmentów rynku, w których instytucja ma więcej niż 5 proc. udziałów. A takich przypadków jest niewiele.Jednak tak naprawdę nie wiadomo, w jaki sposób Komisja Europejska segmentuje rynek oraz czy zakaz dotyczy wyłącznie branży bankowej.
Przykładowo ING jest także udziałowcem jednej z największych firm ubezpieczeniowych w Polsce, czyli ING Nationale-Nederlanden. Gdyby ograniczeniom podlegał francuski Credit Agricole, to wtedy nie miałoby to większego znaczenia dla rynku bankowego (posiada on tylko stosunkowo niewielki Lukas Bank), ale już byłoby bardzo ważne dla leasingu. Credit Agricole jest właścicielem EFL, lidera w branży.