Przyrost szarej strefy potwierdzają dane Państwowej Inspekcji Pracy, która w zeszłym roku przeprowadziła 11,5 tys. kontroli legalności zatrudnienia. Skontrolowano 66,6 tys. pracowników. Co ósmy był zatrudniony niezgodnie z przepisami, czyli np. bez umowy lub zgłoszenia do ZUS. To oznacza wzrost rok do roku o 18 proc., a w porównaniu z 2018 r. – o 30 proc. W niektórych regionach (na Śląsku i w Małopolsce) odsetek pracujących na czarno przekroczył już 20 proc. W jeszcze szybszym tempie rośnie liczba firm, które stosują nielegalne zatrudnienie. W poprzednich latach takie przypadki odnotowywano w prawie co trzecim sprawdzonym przedsiębiorstwie (30-31 proc.). W 2020 r. nielegalnie zatrudniało już 43 proc. przedsiębiorstw.
Podstawową przyczyną takiej sytuacji jest oczywiście chęć zaoszczędzenia na kosztach pracy (podatkach, składkach i innych zobowiązaniach, np. badaniach lekarskich). Zyskuje na tym zarówno firma, jak i zatrudniony, bo ten ostatni otrzymuje do ręki wyższe wynagrodzenie. Pandemia i kryzys nią wywołany dodatkowo wzmocniły ten trend. Sama inspekcja pracy podkreśliła, że pracę na czarno stosowały przedsiębiorstwa, które np. utraciły płynność finansową. Na dodatek panowało przekonanie, że z powodu obostrzeń sanitarnych inspektorzy pracy nie prowadzą kontroli, więc nielegalne zatrudnienie jest bezkarne. Sposobem na odwrócenie tendencji mogłaby być zmiana przepisów, w tym np. wprowadzenie obowiązku zgłoszenia pracownika do ZUS, zanim jeszcze zacznie świadczyć pracę. PIP postuluje też m.in. podwyższenie mandatów.
– Najbardziej pożądane byłoby uproszczenie systemu obciążeń publicznych oraz większa przejrzystość wydatkowania zgromadzonych w ten sposób pieniędzy, tak aby płatnicy podatków i składek nie mieli poczucia, że wiele płacą, a mało otrzymują w zamian – wskazuje Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Walkę z szarą strefą zapowiedział rząd w ramach Polskiego Ładu. Wedle propozycji to pracodawca będzie ponosił w całości koszty i kary z tytułu pracy na czarno; pracownik będzie z nich zwolniony. Eksperci krytykują jednak te rozwiązania.