W tym roku, po raz pierwszy od kilku lat, firmy poszukujące pracowników na zastępstwo nie mają problemu z ich znalezieniem. Wręcz odwrotnie ‒ podaż jest wysoka, co pozwala im dyktować warunki.
W ostatnich miesiącach Polskę opuściło wielu pracowników z zagranicy. Przykładowo na początku maja w naszym kraju znajdowało się o 148 tys. mniej Ukraińców niż 14 marca. Pustkę po obcokrajowcach szybko jednak wypełnili pracownicy z naszego kraju, którzy po utracie pracy z powodu koronawirusa podejmują się tej tymczasowej. Z danych MPiPS wynika, że w kwietniu bez zatrudnienia pozostawało 964,8 tys. osób ‒ o 55,4 tys. więcej w porównaniu z marcem.
‒ Osoby te upatrują w zatrudnieniu na określony czas możliwości zdobycia cennych umiejętności, zmiany zawodu lub szansy na związanie się z daną firmą na stałe. Taka forma współpracy jest również często postrzegana jako rozwiązanie okresowe, które ma zapewnić dochody i ciągłość aktywności zawodowej w trudniejszym okresie ‒ tłumaczy Bartosz Dąbkowski, ekspert Hays Poland.
Reklama
Zatrudnienia szukają więc osoby, które do tej pory pracowały w branżach najbardziej dotkniętych skutkami koronawirusa ‒ motoryzacyjnej, gastronomicznej, HoReCa (restauracje, hotele), w centrach handlowych i biurach turystycznych, a także osoby, które dotychczas wyjeżdżały do sezonowej pracy za granicę.
Jak szacują agencje, liczba poszukujących pracy jest w związku z tym wyższa przynajmniej o kilka procent w porównaniu z rokiem ubiegłym. ‒ Przewyższa liczbę propozycji firm, ze strony których zapotrzebowanie na pracowników jest z kolei niższe niż przed rokiem ‒ wyjaśnia Iwona Szmitkowska, prezes zarządu Work Service. Tak jest m.in. w branży produkcyjnej np. mebli, maszyn, części samochodowych, sprzętu AGD.
‒ W tym roku nie będzie również zamówień na pracowników z branży sezonowej związanej z eventami i imprezami masowymi. Popyt natomiast pozostał w branży spożywczej. Spodziewamy się także dużego zapotrzebowania w branży rolnej i ogrodniczej ‒ wymienia Tomasz Dudek, dyrektor zarządzający OTTO Work Force Polska.
Te ostatnie z branż, jak zauważają eksperci, mogą mieć jednak trudność z rekrutacją mimo dużej podaży pracowników. Od wielu lat rekrutowały głównie obcokrajowców, w większości zza wschodniej granicy, którzy najczęściej przyjeżdżali specjalnie w tym celu. Polaków przestała interesować taka praca, która nie jest lepiej płatna niż inne sezonowe, a jest ciężka i wymagająca.
‒ Polacy, którzy odpowiadają na oferty prac sezonowych, na razie najczęściej ostatecznie nie decydują się na ich podjęcie. Samo zainteresowanie też jest zresztą niewielkie ‒ wyjaśnia Karina Knyż-Grzywa, dyrektor Biura Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.
Pracowników szuka też sektor medyczny i kurierski. Na obsadzenie czekają stanowiska w powiązanych z branżą handlową centrach logistycznych, dystrybucji, co wynika z przeniesienia się zakupów do internetu.
‒ Rekrutujemy konfekcjonerów, magazynierów, kierowców i dostawców, najchętniej z samochodem. Zapotrzebowanie na pracowników zwiększyło się po otwarciu centrów handlowych ‒ wyjaśnia Iwona Szmitkowska i podkreśla, że zwiększone zapotrzebowanie na ręce do pracy to też wynik zwolnień chorobowych pracowników, urlopów czy konieczności zaopiekowania się dziećmi z powodu zamknięcia przedszkoli i szkół.
Większa dostępność do kandydatów przekłada się na łatwość rekrutacji.
‒ Skrócił się czas realizacji zamówień, które wpływają do agencji z firm. Ogromnym wyzwaniem jest jednak niepewność i brak możliwości zaplanowania działań przez firmy zamawiające pracowników. Często zdarza się więc, że realne okresy pracy trwają krócej, niż początkowo deklarował klient ‒ mówi Karina Knyż-Grzywa.
Jeśli chodzi o pracowników, to ci mogą wreszcie przebierać w ofertach pracy, nie musząc się przy tym martwić o stawki wynagrodzenia. Te pozostały na poziomie sprzed kryzysu gospodarczego. Kwota wynagrodzenia wynosi, w zależności od regionu, od 17 do 21 zł brutto za godzinę.