Ograniczenie liczby osób w sklepie do trzykrotności liczby kas, zamknięcie placówek w weekendy poza spożywczymi, aptekami i drogeriami, godziny między 10 a 12 każdego dnia zarezerwowane dla seniorów, obowiązek noszenia przez klientów rękawiczek i środki dezynfekcji w każdym sklepie – to najnowsze wytyczne rządu. Pracownicy nie kryją zadowolenia, zwłaszcza z nowego limitu klientów. – Apelowaliśmy najpierw do zarządów sieci, a później też do minister rozwoju o ograniczenie liczby klientów mogących jednocześnie przebywać w sklepie do 20 osób w przypadku dyskontów i 50 osób w przypadku większych placówek – mówi Alfred Bujara, szef Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ „Solidarność”. I przyznaje, że handel dostał więcej, niż oczekiwał. Dodaje, że pozostaje jeszcze kwestia zadbania o należytą ochronę pracowników przed koronawirusem. Ciągle bowiem są sklepy, gdzie brakuje maseczek, a montowane przy kasach osłony z pleksi nie odgradzają w pełni pracownika od klientów.
Sieci mają świadomość zagrożenia. Jeśli liczba pracowników jeszcze spadnie, wiele sklepów może się nie otworzyć, a na pewno będzie konieczne dalsze ograniczenie czasu pracy. To z kolei przełoży się na sprzedaż. Dlatego zachęcają pracowników premiami do pozostania na stanowiskach. W Aldi nagrody finansowe sięgną 1 tys. zł. Ich wysokość będzie zależeć od rodzaju wykonywanej pracy. Najwyższe dostaną pracownicy sklepów i magazynów. W Rossmannie premie mają wynieść 750 zł brutto, a w Netto czy Auchan po 500 zł. – Wypłata jednorazowej premii będzie uzależniona od obecności w pracy w marcu. Bez znaczenia jest natomiast wymiar etatu i staż pracy – zapewnia Dorota Patejko z Auchan.
Pracownicy Lidla już dostali premie, następne będą na Wielkanoc w wysokości 450 i 300 zł. Biedronka wypłaciła już po 300 zł za tydzień pracy od 9 do 14 marca, zapowiedziała kolejną – 250 zł brutto za pracę między 16 a 21 marca. – Wymagana jest jednak 100-proc. obecność w tym czasie – informuje Jan Kołodyński, menedżer ds. relacji zewnętrznych w sieci Biedronka.
Reklama
Pracownicy mówią jednak, że pieniądze to nie wszystko. I zapowiadają, czemu dają wyraz na forach internetowych, że jeśli warunki pracy się nie poprawią, to będą chodzić na zwolnienia. – Zwłaszcza jeśli liczba chorych drastycznie wzrośnie. Nie chcę narażać siebie i rodziny – mówi jedna z pracownic francuskiej sieci handlowej, dodając, że powinna mieć kilka maseczek jednorazowych na ośmiogodzinną zmianę. Często ma jedną.
W handlu zatrudnienie wynosi ok. 1,2 mln osób. W związku z zawieszonymi lekcjami w szkołach i zamknięciem sklepów w galeriach, jak wylicza NSZZ „Solidarność”, pracuje obecnie ok. 350 tys. osób. – Liczymy się z tym, że już niedługo może się z tego zrobić połowa. Ludzie zgłaszają swoje obawy. Wielu ta sytuacja wykańcza psychicznie – mówi Alfred Bujara.
sklepy, w których z obsady kilkunastoosobowej zrobiła się kilkuosobowa. A pracy wcale nie jest mniej – mówi Piotr Adamczak, szef Solidarności w Biedronce. Przyznaje jednak, że w ostatnim czasie dostęp do środków ochrony indywidualnej bardzo się poprawił. Sam związek zaangażował się w ich zakup z własnych środków. Maseczki i rękawiczki dostarczają też sponsorzy.
Pracownicy Biedronki przyznają, że jest lepiej, ale nie idealnie. – Ciągle brakuje jasnych procedur postępowania. Jeden z naszych ochroniarzy miał kontakt z osobą zakażoną. Przychodzi normalnie do pracy. Mamy też sygnał, że jeden z naszych klientów jest w szpitalu z powodu zakażenia. Powinniśmy być na kwarantannie, a tak nie jest. Wreszcie kierownik sklepu powinien każdemu pracownikowi mierzyć temperaturę przed podjęciem pracy. Osoby chore nie powinny mieć wstępu do sklepu – żali się jeden z pracowników Biedronki. Chwali natomiast nowy harmonogram pracy i podział na trzy zmiany. Jedna na rano, druga na popołudnie, a trzecia przez tydzień w domu.
Handlowcy mają jeszcze jeden postulat. Chodzi o zniesienie promocji na czas epidemii. Wabią ludzi do sklepów, zwłaszcza osoby starsze.