Drugi kwartał będzie najgorszy
"Początkowym bezpośrednim skutkiem ograniczeń może być spadek produktu wynoszący w poszczególnych gospodarkach od 20 do 25 proc. Potencjalny spadek wydatków konsumentów wyniósłby ok. jednej trzeciej. Zmiany tej wielkości znacznie przewyższyłyby wszystko, czego doświadczyliśmy w trakcie światowego kryzysu finansowego w latach 2008–09. To zgrubne oszacowanie obejmuje jedynie początkowy bezpośredni wpływ w sektorach dotkniętych wyłączeniami i nie uwzględnia dodatkowych pośrednich skutków, które mogą pojawić się później" – napisali w niedawnej analizie wpływu pandemii na wzrost gospodarczy ekonomiści Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Z ich szacunków wynika, że Polska należy do krajów, na których ograniczenia odbijają się najmocniej. Pierwsza fala kryzysu jest mniej dotkliwa dla krajów nastawionych np. na eksport surowców.
Jak kwarantanna odbije się na wynikach naszej gospodarki? "Zakładając, że będzie obowiązywać przez cały maj, szacujemy, że w II kwartale konsumpcja prywatna może spaść o ok. 10 proc. z ryzykiem, że spadek będzie głębszy. Oczekujemy, że sektor prywatny gwałtownie ograniczy plany inwestycji. Biorąc pod uwagę niepewność dotyczącą przyszłych perspektyw wzrostu, zakładamy ich spadek o ok. 25 proc. w II kwartale" – oceniają ekonomiści Banku Handlowego.
"Konsumpcja będzie ograniczana nie tylko przez restrykcje w poruszaniu się ludności, ale również spadek dochodów oraz zatrudnienia" – stwierdzają analitycy Credit Agricole Bank Polska w poniedziałkowym raporcie z nowymi prognozami na 2020 r. Zakładają w nim spadek PKB w całym bieżącym roku o 2,1 proc., spowodowany w głównej mierze przez 3,4-proc. obniżkę popytu konsumpcyjnego.
"Biorąc pod uwagę skalę kryzysu na świecie oraz walkę z epidemią, również w Polsce należy zakładać wejście gospodarki w drugim kwartale w głęboką recesję rzędu co najmniej 5–10 proc. Scenariusz zatrzymania zachorowań w drugim kwartale zakłada, że sytuacja gospodarcza zacznie się stabilizować od trzeciego kwartału, a powrót na ścieżkę wzrostu może nastąpić na przełomie 2020 i 2021 roku" – napisał w poniedziałkowym komentarzu dla portalu Business Insider Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
Obecne prognozy analityków opierają się na założeniu, że ograniczenia, które mają służyć spowolnieniu rozprzestrzeniania się epidemii, w ciągu kilku tygodni będą znoszone. W wariancie optymistycznym sytuacja powinna się normalizować już w maju. W "realistycznym", czyli tym najbardziej prawdopodobnym, miesiąc później.
Czas gra tu ogromną rolę. Przesunięcie "normalizacji" o miesiąc – do czerwca – powoduje, że zamiast minimalnego wzrostu gospodarczego, notujemy recesję. Tych kilka tygodni byłoby warte 1,8 pkt proc. PKB. Gdyby realizował się wariant pesymistyczny, PKB w całym 2020 r. notowałby spadek o 6,6 proc. Inaczej mówiąc – kolejne dwa miesiące kwarantanny to z punktu widzenia wzrostu gospodarczego wynik gorszy o 5 pkt proc.
Ujemny wzrost PKB ostatni raz zanotowano w Polsce w 1991 r. Spośród krajów OECD równać się z nami może jedynie Australia. Dłużej nieprzerwany wzrost notowały jednak np. Chiny, Indie czy Egipt.
Ekonomistów pytaliśmy wyłącznie o ich przewidywania co do PKB i zakładanego terminu zakończenia ograniczeń. Nie zadawaliśmy pytań np. o spodziewany deficyt finansów publicznych czy przewidywaną na koniec tego roku stopę bezrobocia. Analizy Banku Handlowego sprzed kilku dni zakładają, że może ona przekroczyć 10 proc. Według Credit Agricole będzie to 6,3 proc.
W ankiecie DGP wzięli udział analitycy: Banku Handlowego, Banku Millennium, Banku Ochrony Środowiska, Banku Pocztowego, Credit Agricole Bank Polska, Krajowej Izby Gospodarczej, mBanku, PKO BP, Polityki Insight, Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Pracodawców RP oraz Santander Bank Polska.