Tak dużego niedoboru specjalistów nie było od początku kryzysu. Z International Business Report, przygotowywanego przez firmę doradczą Grant Thornton, wynika, że w II kw. 32 proc. ankietowanych przedsiębiorstw ma – duży bądź bardzo duży – problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników. W Europie w gorszej sytuacji pod tym względem są tylko przedsiębiorcy na Łotwie (52 proc.), w Estonii (38 proc.) i na Litwie (36 proc.). Sytuacja diametralnie zmieniła się w ciągu ostatnich trzech lat, jeszcze w połowie 2012 r. – gdy polska gospodarka tkwiła w stagnacji – problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników miało 8 proc. przedsiębiorców.
Monika Smulewicz, dyrektor zarządzający i partner w Grant Thornton, uważa, że ten wzrost zapotrzebowania na kadrę to efekt gospodarczego przyspieszenia z ostatnich kwartałów. Wzrost popytu przekłada się na coraz większe wykorzystanie mocy wytwórczych w firmach, obroty rosną, co powoduje konieczność zwiększania zatrudnienia. Efekt? Pozycja pracowników, zwłaszcza o najwyższych kwalifikacjach, wyraźnie się poprawia, za to słabnie pozycja pracodawców. Liczba ofert pracy na rynku rośnie, co pokazują dane publikowane przez urzędy pracy, a liczba kandydatów na jedno miejsce spada. – Z punktu widzenia gospodarki, popytu konsumpcyjnego i budżetu państwa to pozytywna tendencja, ale dla firm oznacza to coraz częściej problem z obsadzeniem wielu stanowisk. Kłopot znany pracodawcom z lat 2007–2008 powoli wraca na rynek – ocenia Monika Smulewicz.
Największy problem ze znalezieniem pracowników mają duzi przedsiębiorcy z branży ochrony zdrowia – 46 proc. Niewiele lepiej jest w sektorach spożywczym (40 proc.) oraz energii i czystych technologii (39 proc.). Najmniejsze kłopoty mają firmy hotelarskie i turystyczne (12 proc.).
Reklama
Rosnące zapotrzebowanie na pracowników potwierdzają też inne badania. Według firmy doradztwa personalnego Manpower Group pracodawcy coraz bardziej odczuwają tzw. niedobór talentów, co skłania ich do obniżania wymagań przy rekrutacji pracowników. Dzięki temu łatwiej znaleźć zatrudnienie osobom długotrwale bezrobotnym albo bez doświadczenia. Pracodawcy są też skłonni więcej płacić w najbardziej poszukiwanych profesjach. Według Małgorzaty Sacewicz-Górskiej z Manpower Group zjawisko niedoboru talentów pogłębia się od kilku lat. – To problem pracodawców we wszystkich krajach świata. W Polsce dotyka on ponad jedną trzecią firm – zdradza.
Kłopoty z pozyskaniem kadr są w całym kraju, niezależnie od regionu. Pośród przyczyn pracodawcy wymieniają brak doświadczenia, brak umiejętności technicznych, brak umiejętności komunikacyjnych czy wreszcie brak kandydatów w ogóle.
Według danych zebranych przez Manpower brakuje nie tylko informatyków czy inżynierów, ale też wykwalifikowanych pracowników fizycznych, magazynierów, pakowaczy, pracowników produkcji, operatorów wózków widłowych, handlowców, kierowców itp.
To tym większe wyzwanie, że w obecnej sytuacji rynkowej to pracownicy świadczą o konkurencyjności firm na rynku – ocenia Małgorzata Sacewicz-Górska.
Według danych portalu Golden Line najczęściej poszukiwaną profesją – niezależnie od branży – są przedstawiciele handlowi, ich niedobór widać zwłaszcza w marketingu (47 proc. zapytań ze strony rekruterów w tym sektorze dotyczyło handlowców). Duży popyt jest na menedżerów średniego szczebla – zwłaszcza w finansach (18 proc. zapytań dotyczyło kierowników). Pracę szybko znaleźliby też analitycy, zwłaszcza w branży finansowej (7 proc.) i IT (5 proc.).
Monika Smulewicz uważa, że problemy ze znalezieniem fachowców to efekt strukturalnego niedopasowania, tzn. chętnych do pracy jest wielu, ale ich kwalifikacje rzadko odpowiadają potrzebom pracodawcy. Mówiąc inaczej, polski system edukacji nie nadąża za potrzebami rynku. – Dlatego zawsze, nawet w okresach spowolnienia gospodarczego, polskie firmy mają kłopoty ze znalezieniem odpowiednich kandydatów do pracy, a teraz, kiedy gospodarka radzi sobie dość dobrze i zapotrzebowanie na pracownika rośnie, ten problemem się dodatkowo nasila i staje się naprawdę istotną barierą w rozwoju polskich firm i całej gospodarki – uważa Monika Smulewicz.