W kryzysie firmy chętnie zmniejszały koszty, przekazując pracowników agencjom pracy. Te nie zawsze jednak działały uczciwie i odprowadzały składki do ZUS. Zdaniem prokuratury może chodzić nawet o 120 mln zł.
Ani pracownicy, ani ich macierzyste zakłady nie byli świadomi nieprawidłowości – do czasu aż ZUS upomniał się o pieniądze. Twórca przekrętu Zdzisław K. ma się dobrze. Wprawdzie jest ścigany listem gończym, ale ukrywa się za granicą i prowadzi blog, w którym narzeka na opresyjność polskiego państwa. Niedawno prokuratura postawiła mu zarzuty. Sprawa jest rozwojowa. Mamy już 120 tomów akt – mówi nam Piotr Kaleciński z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, która prowadzi postępowanie. Wynika z niego, że oszukiwały trzy powiązane z sobą agencje pracy tymczasowej: Centrum Niderlandzkie, Royal i K.U.K. Łączy je osoba właściciela - Zdzisława K.
Schemat ich działania na pierwszy, a także - jak przekonują pracodawcy i ich prawnicy - na drugi i trzeci rzut oka wydawał się legalny i bezpieczny. Agencja pracy tymczasowej zgłaszała się do przedsiębiorców z propozycją obniżenia kosztów pracy. Miała czystą historię w KRS i była wpisana do rejestru agencji pracy prowadzonego przez urząd marszałkowski. Oferta była kusząca: przejmujemy pracowników i zatrudniamy ich na takich samych warunkach, jakie mieli dotychczas. Następnie kierujemy ich do pracy w tej samej firmie.
Przedsiębiorca płacił za to według schematu: pensja netto danego pracownika plus od 60 do 65 proc. składki ZUS i podatku dochodowego. Pozostałą część składki ZUS i podatku miały już regulować Centrum Niderlandzkie, Royal i K.U.K. Zapewniały, że mają na to pieniądze - z unijnej dotacji na tworzenie i podtrzymywanie miejsc pracy. Część dotacji miała pozostawać w ich kieszeni jako wynagrodzenie za pożyteczną działalność.
Chętnych było wielu. Od małych, liczących kilku pracowników firm rodzinnych po duże korporacje. Teoretycznie zyskiwali wszyscy. W praktyce potwierdzało się znów, że darmowych obiadów nie ma. Agencje po prostu latami nie opłacały składek do ZUS lub płaciły mniej, niż powinny. ZUS zauważył problem, ale późno. Teraz domaga się zaległych składek. Jednak nie od agencji, ale przedsiębiorców, którzy byli klientami oszustów. Poprosiliśmy zakład o komentarz. Twierdzi, że odnotowywał zgłaszane przez płatników składek problemy. Dopytywany, dlaczego nie zareagował wcześniej, odsyła nas do prokuratury.
Sylwia Czubkowska