W lipcu pracownicy platform wiertniczych przeprowadzili 16-dniowy strajk, domagając się wzrostu płac i prawa do wcześniejszej emerytury. Drugiemu, który miał się rozpocząć w minioną niedzielę, udało się zapobiec dzięki osiągniętemu w ostatniej chwili porozumieniu. Na jego mocy zatrudnieni na platformach dostaną 4,5-procentową podwyżkę i jednorazowy dodatek w wysokości 3641 koron (2090 zł).
Zresztą i bez tego nie mogli narzekać na wynagrodzenia, które w tej branży są najwyższe na świecie. Według firmy rekrutacyjnej Hays przeciętna roczna pensja pracownika sektora naftowego w Norwegii wynosi równowartość 180 300 dolarów (602 tys. zł). To oznacza, że jest ona ponaddwukrotnie wyższa niż w Wielkiej Brytanii (równowartość 87 tys. dol.) i o 50 proc. wyższa niż w USA (124 tys. dol.).
Co więcej, jest ona wyższa, niż wynosi przeciętne wynagrodzenie amerykańskiego prezesa (177 tys. dol.). Znacznie lżejszy jest za to reżim pracy – o ile na świecie pracownicy na platformach zwykle pracują w rytmie dwa tygodnie na morzu i dwa, maksimum trzy, tygodnie odpoczynku, w Norwegii po dwóch tygodniach na morzu są cztery tygodnie przerwy.
Norweskie firmy naftowe muszą oferować atrakcyjne pensje, aby przyciągać – i utrzymywać – specjalistów, bo próbuje ich skusić Australia, która również przeżywa boom surowcowy. Ale ma to też negatywną stronę. Od 2005 r. koszty pracy na norweskich platformach wzrosły o 51 proc., a ministerstwo ds. ropy naftowej i energii szacuje, że tylko z powodu kosztów osobowych obsługa platform wiertniczych na norweskiej części Morza Północnego jest droższa o 75 tys. dol. dziennie niż na brytyjskiej. A wzrost płac nie przekłada się na wzrost wydajności. Od szczytu osiągniętego w 2004 r. wydobycie ropy i gazu zmniejszyło się już o połowę (Norwegia jest ósmym co do wielkości producentem ropy na świecie), zaś lipcowy strajk spowodował, że miesięczna produkcja ropy osiągnęła wówczas najniższy poziom od 21 lat. Spadająca konkurencyjność, a co za tym idzie zmniejszające się dochody powodują ograniczenie inwestycji. Tymczasem połowa norweskich platform wiertniczych ma więcej niż 20 lat.
Reklama
Potencjalna utrata dochodów może mieć poważne konsekwencje, bo sektor naftowy wytwarza jedną piątą norweskiego PKB wynoszącego 480 mld dol. Na dodatek jego pracownicy nie są jedynymi, którzy chcą skorzystać na wyjątkowo dobrej sytuacji gospodarczej kraju. W tym roku podwyżek płac domagali się już pracownicy lotnisk, nauczyciele i urzędnicy państwowi. Tym bardziej że podstawy do tego są – kraj w tym roku zanotuje nadwyżkę budżetową, ma stosunkowo niewielki dług publiczny, zaś w sierpniu podał, że wzrost gospodarczy w drugim kwartale w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku wyniósł 5 proc. PKB.