1,6 tys. osób jest zatrudnionych w sądownictwie na zlecenie. Dostają etaty dopiero po wyroku.
Dzieje się tak, mimo że w sądach takie osoby wykonują często poważne obowiązki urzędnicze, np. asystenta sędziego. To gigantyczny problem, m.in. ze względu na konieczność zadbania o bezpieczeństwo dokumentów i prowadzonych spraw. Dodatkowo będzie on narastał, bo brakuje środków na działalność wymiaru sprawiedliwości – mówi Waldemar Urbanowicz, przewodniczący Międzyregionalnej Sekcji Pracowników Sądownictwa NSZZ „Solidarność”.
Śmieciowe zatrudnienie to wygodne rozwiązanie dla sądów. Prowadzi jednak do tego, że instytucje, które mają dawać przykład innym i dbać o przestrzeganie prawa, same je łamią. Jeżeli bowiem zatrudnienie spełnia warunki określone w kodeksie pracy (np. praca jest świadczona w miejscu i czasie wskazanym przez pracodawcę), to obie strony z mocy prawa łączy umowa o pracę, a nie umowa-zlecenie.
W efekcie dochodzi do kuriozalnych przypadków, gdy zleceniobiorcy zatrudnieni np. w sądzie rejonowym pozywają go do sądu pracy, aby ten ustalił, że obie strony łączy umowa o pracę, a nie cywilnoprawna. Proces taki wygrała była stażystka, z którą sąd rejonowy nie przedłużył kolejnego zlecenia. Sąd okręgowy uznał, że obie strony łączył stosunek pracy, a nie cywilnoprawny. Dodatkowo przywrócił ją do pracy, uznając, że skoro ze stażystką zawarto co najmniej trzy kolejne umowy, to trzecia przekształciła się już w stały kontrakt. Pozwany sąd złożył w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego, ale ten odrzucił ją wyrokiem z 21 września 2011 r., uznając, że brak środków na wynagrodzenie nie usprawiedliwia łamania kodeksu pracy.
Problem stał się już na tyle poważny, że przeciwko pogarszającym się warunkom zatrudnienia w sądownictwie zaczęły protestować związki zawodowe. Podkreślają, że zatrudnionych na śmieciowych umowach może jeszcze przybywać, bo sądy muszą wykazywać się efektywnością (liczbą załatwionych spraw w danym okresie), a nie ma pieniędzy na zwiększenie liczby etatów. Brakuje też nadzoru resortu sprawiedliwości nad prezesami sądów, którzy w praktyce mogą prowadzić dowolną politykę kadrową.
Osoby przychodzące z zewnątrz nie powinny być dopuszczane do niezwykle odpowiedzialnej pracy przy postępowaniach. Sąd to nie jest miejsce do pracy na zlecenie – mówi Beata Tomaszewska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP.
Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości zdecydowana większość (ale nie wszystkie) z 1652 umów-zleceń zawartych obecnie przez sądy nie narusza kodeksu pracy. W razie wątpliwości wszczynane jest postępowanie wyjaśniające.
Zleceniobiorcy zajmują się m.in. konserwacją ogrzewania i remontami, ale świadczą też usługi doradztwa prawnego lub wykonują czynności pomocnicze w komórkach organizacyjnych sądów.
Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości, zobowiązał kierownictwo sądów do objęcia wnikliwą kontrolą kwestii zawierania umów cywilnoprawnych, tak by były one stosowane tylko w wyjątkowych, uzasadnionych przypadkach.
Łukasz Guza