Zalewie 19 proc. polskich mikroprzedsiębiorstw (zatrudniających do 9 pracowników) wprowadza innowacyjne produkty, technologie czy nowatorskie sposoby organizacji pracy – wynika z przedstawionego w czwartek raportu przygotowanego przez Fundację Kronenberga. To o połowę mniej, niż wynosi średnia dla krajów UE.
Jednak w miarę jak gospodarka wychodzi z kryzysu, skłonność do innowacyjności wśród małych firm rośnie. Potwierdzają to zarówno badania PKPP Lewiatan, jak i wyniki rozstrzygniętego wczoraj konkursu Mikroprzedsiębiorca Roku 2011: niemal wszyscy laureaci to biznesmeni, którzy postawili na nowatorskie rozwiązania. Badania i eksperci podkreślają, że inwestycje w innowacyjne projekty dają większe szanse na sukces na rynku.
Przykładem jest Marcin Kozak z Żagania, absolwent zarządzania w Zielonej Górze. Dwa lata temu założył firmę i zaczął produkować lampy hybrydowe zasilane baterią solarną i turbiną wiatrową. Na stworzenie prototypu i uruchomienie produkcji w zaprzyjaźnionym zakładzie wyłożył ok. 70 tys. zł, czyli wszystkie pieniądze, które odłożył, pracując w Wielkiej Brytanii. Zaryzykował, ale z analizy rynku, którą przeprowadził, wynikało, że nowym produktem powinny być zainteresowane samorządy. – Gminy mają pieniądze z funduszy unijnych na budowę infrastruktury, ale chcą oszczędzać na drożejącej energii – tłumaczy Kozak. – To logiczne, że powinny kupować lampy, które nie zużywają prądu. Miał rację. W ciągu kilku miesięcy jego hybrydy zamówił Grodzisk Mazowiecki, gmina Tłuczno, Słupsk i Aleksandrów Śląski. Inwestycja zwróciła się błyskawicznie: w ubiegłym roku Kozak miał ponad 300 tys. zł obrotu, a w tym roku będzie to ponad 1 mln zł.
Kolejnym problemem, z jakim borykają się małe firmy, jest brak kapitału. Ponad 97 proc. finansuje swój rozwój oszczędnościami – własnymi lub rodziny. Tylko 3 proc. posiłkuje się kredytem lub korzysta z różnych form wsparcia. A to utrudnia ekspansję. Z danych Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości wynika, że tylko 13,8 proc. mikrusów to eksporterzy. – Z jednej strony to właśnie niewielkie zadłużenie naszych małych firm sprawiło, że sektor ten przeszedł w miarę suchą nogą przez kryzys – mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekspert PKPP Lewiatan. Ale zaraz dodaje: teraz, gdy gospodarka przyśpiesza, bez pieniędzy na innowacyjne technologie, urządzenia lub nowe sposoby organizacji pracy, mikroprzedsiębiorstwa nie mają szans na dynamiczny rozwój.
Jej zdaniem ograniczenie środków budżetowych na dopłaty na tworzenie firm, a także coraz mniej funduszy unijnych sprawią, że liczba nowych mikroprzedsiębiorstw będzie malała. Dlatego ważne jest, aby te, które już powstały, płynnie przechodziły do sektora średnich.
Obecnie mikroprzedsiębiorstw jest w Polsce aż 1,6 mln. Najwięcej, bo ok. 43 proc., funkcjonuje w usługach, 36 proc. w handlu, natomiast 21 proc. w produkcji. To właśnie mikrusy zatrudniają najwięcej ludzi, ten sektor wytwarza też ok. 30 proc. polskiego PKB.
PRAWO
Jak dostać pieniądze na start
Osoba, która zamierza rozkręcić mały biznes, może się ubiegać o pieniądze unijne lub z Funduszu Pracy. Warto. Zainteresowany nie będzie bowiem musiał oddawać pieniędzy, pod warunkiem że przetrwa na rynku rok.
● O środki z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki w ramach Działania 6.2 formalnie może się ubiegać każdy. Przez operatorów (m.in. firmy szkoleniowe) preferowane są jednak osoby bezrobotne, z małych miast i wsi oraz kobiety. Wsparcie otrzymają ci, którzy opracują najlepszy najwyżej punktowo wyceniony biznesplan. Maksymalnie mogą uzyskać 40 tys. zł, a także przez pół roku tzw. wsparcie pomostowe. Jest to pomoc przyznawana w wysokości nieprzekraczającej miesięcznie równowartości płacy minimalnej (obecnie 1386 zł) na opłacenie podatków i ZUS.
● Fundusz Pracy oferuje przyszłym przedsiębiorcom mniej niż PO KL. O te pieniądze mogą się ubiegać tylko osoby bezrobotne od razu po zarejestrowaniu. Składają w urzędzie pracy wniosek o dotację z biznesplanem. Maksymalnie mogą otrzymać trzy średnie płace (obecnie 20,8 tys. zł). Takie osoby nie mają prawa do wsparcia pomostowego. PJ