Prowadzimy analizy dotyczące czasu pracy, długości urlopów, dni pracy - powiedziała w Polsat News minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Pod uwagę będzie wzięty m.in. fakt Polki i Polacy są jednym z najdłużej pracujących społeczeństw w Europie, a to nie zawsze przekłada się to na efektywność pracy.

Reklama

Minister: Przyglądamy się pilotażom

Z uwagą przyglądamy się pilotażom, takim naturalnym eksperymentom, które same firmy, przedsiębiorstwa wprowadzają, jeżeli chodzi o skrócenie tygodnia pracy. Ten pilotażowy kierunek, w mojej ocenie, jest jak najbardziej słuszny. Mówił zresztą o tym swego czasu premier Donald Tusk, proponując skrócenie tygodnia pracy do czterech dni w formie właśnie takiego pilotażu - dodała.

Dziemianowicz-Bąk powiedziała, że nie ma wypracowanego stanowiska rządu w sprawie czterodniowego tygodnia pracy. Dlatego liczymy, sprawdzamy, badamy, skłaniamy się ku analizom idącym w kierunku właśnie pilotażu - dodała.

Reklama

Pracodawcy nie są zachwyceni

Przy niskim jak obecnie bezrobociu, powszechnie odczuwanym braku pracowników i systematycznie malejącej liczbie osób w wieku produkcyjnym (ubytek ponad 150 tysięcy osób rocznie) skrócenie czasu pracy, np. do czterech dni w tygodniu nie zostanie zrównoważone przez wzrost zatrudnienia. Produkcja krajowa zmniejszy się, a wraz z nią zmniejszą się dochody ludności- ocenia pomysł prof. Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, cytowany przez Portal Samorządowy.

Jak zauważa, społecznym uzasadnieniem skrócenia czasu pracy mógłby być gwałtowny spadek popytu na pracowników.W przypadku kryzysu gospodarczego i gwałtownego spadku popytu na pracowników skrócenie czasu pracy, np. do czterech dni w tygodniu może ograniczyć zwolnienia. Może więc być uzasadnione względami społecznymi - wyjaśnia Jeremi Mordasiewcz. Jeżeli skrócimy tydzień pracy o jeden dzień, czyli z 40 do 32 godzin, produkcja- a wraz z nią dochody - zmniejszą się o blisko 20 procent - mówi Mordasiewicz.