DGP, przypomina, że mało kto już pamięta o falstarcie chińskiej firmy COVEC, która przed Euro 2012 miała zbudować dwa kluczowe odcinki autostrady A2 z Łodzi do Warszawy. Wywalczyła kontrakt, bo zaproponowała cenę dwa razy niższą od kosztorysu, ale nie dała sobie rady. Trasę A2 w pośpiechu musiały kończyć przed mistrzostwami inne firmy.
Obecnie, fragment trasy S14, która stała się elementem zachodniej obwodnicy Łodzi, budował Stecol należący do państwowej grupy Power China. Teraz buduje pięć innych odcinków tras szybkiego ruchu, m.in. autostradę A2 przed Siedlcami, fragment trasy Via Carpatia na Podlasiu i drogę S12 do granicy z Ukrainą. Łączna wartość drogowych inwestycji
realizowanych przez tę chińską firmę to aż 3,6 mld zł.
Cztery kontrakty drogowe – trasę S7 koło Płońska, drogę S6 między Słupskiem a Lęborkiem, S74 w województwie świętokrzyskim i S19 koło Krosna – wspólnie ze spółką matką z Hiszpanii realizuje polski oddział Aldesa Construcciones. 75 proc. akcji jej właściciela – Grupo Aldesa – znajduje się w posiadaniu China Railway Construction Corporation z siedzibą w Pekinie - czytamy w DGP.
Sporo zleceń drogowych mają także firmy z Turcji. To np. turecki Gülermak, który prawie 15 lat temu wspólnie
z włoską firmą Astaldi wygrał przetarg na budowę II linii metra w Warszawie. O zlecenia ostro walczy też turecka firma KOLİN İnşaat. W ostatnim czasie przetargi wygrywają także firmy z Kazachstanu. Zwykle startują w konsorcjach z przedsiębiorstwami polskimi lub tureckimi.
Przedsiębiorstwa z Chin czy Turcji zdobywają też intratne kontrakty kolejowe.
Nasza nadmierna otwartość budzi głębokie zdziwienie krajów ościennych: Czechów, Słowaków, Łotyszy, nie wspominając już o Niemcach czy Szwedach, którzy chronią swoje rynki z dużo większą determinacją niż Polacy. Boleśnie przekonują się o tym
rodzime firmy, które muszą włożyć ogromny wysiłek, by zdobyć poza Polską jakiekolwiek zlecenie w publicznym segmencie infrastrukturalnym – mówi w rozmowie z DGP Damian Kaźmierczak z zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Piotr Kledzik, szef polskiego oddziału austriackiej firmy Porr, uważa, że pieniądze unijne na infrastrukturę powinny trafiać do firm z Europy. – Nie można robić protektoratów, ale należałoby wprowadzić regulacje, które w jakiś sposób chroniłyby
nasz rynek. Najbardziej nie mogę się pogodzić z ekspansją tzw. firm teczkowych. Proszę sobie wyobrazić, że taka firma jak moja, która zatrudnia 3 tys. ludzi, ma konkurować z kimś, kto zatrudnia na polskim rynku sześć osób – mówi Piotr Kledzik.