W przyszłym roku Agencja Nieruchomości Rolnych (ANR) planuje sprzedać 90 tys. ha gruntów. To o 15 proc. więcej niż przed rokiem, ale do rekordu wciąż jest daleko - czytamy w piątkowym "Pulsie Biznesu". Jednak tym razem obok tradycyjnie sprzedawanych gruntów, mogą znaleźć się i te objęte roszczeniami. Dotychczas agencja nie stosowała takich praktyk. Okazuje się jednak, że w nieruchomościach, o które upominają się byli właściciele drzemią miliardy złotych. Zainteresował się nimi także rząd.
>>> Grunty rolne idą jak ciepłe bułeczki
"Obowiązuje nas wydany jeszcze w 1997 r. przez premiera Buzka zakaz sprzedaży nieruchomości, do których zgłoszono roszczenia byłych właścicieli lub ich spadkobierców oraz tych, wobec których toczą się postępowania administracyjne przed wprowadzeniem ustawowego rozwiązania kwestii reprywatyzacji. Status roszczeń jest jednak różny. Niektóre są dobrze udokumentowane i nie będziemy z nimi dyskutować. Są jednak i roszczenia wątpliwe. Pracujemy nad rozwiązaniem, które pozwoli nam odblokować sprzedaż grunów, których dotyczą" - mówi Tomasz Nawrocki, prezes ANR. Grunty objęte roszczeniami byłych właścicieli stanowią 1/3 gruntów dzierżawionych przez ANR (600 tys. ha z 1,8 mln ha). Łącznie do agencji należą 2,3 mln ha ziemi.
Zdaniem Nawrockiego zniesienie barier prawnych pozwoli uwolnić 100-150 tys. ha ziemi objętej słabo udokumentowanymi roszczeniami. "Jeśli zdążymy sprzedać większość z nich w przyszłym roku, mamy szansę zbliżyć się do poziomu 200 tys. ha rocznie" - dodaje. To bardzo dobre wieści dla rządu, który mógłby wówczas liczyć na ok. 3 mld zł wpływów ze sprzedaży gruntów (do budżetu trafia 85 proc. przychodów agencji).