Wszystko zaczęło się w 2015, gdy profesor Wu Zhe z uniwersytetu Beihang i deweloper luksusowych willi i apartamentowców, Shanghai Nanjiang Group pokazali światu pierwszy chiński statek powietrzny, który był w stanie latać na dużych wysokościach. Nazwano go “Marzenia się spełniają” - pisze Bloomberg. Razem stworzyli też firmę Beijing Nanjiang Aerospace Technology Co. - jedną z sześciu ukaranych sankcjami za udział w programie balonowym.

Reklama

Wu pracował nad systemami myśliwców, dronów i helikopterów, był też jednym z głównych naukowców, zajmujących się technologiami “stealth”. Z kolei deweloper miał pełno pieniędzy, jednak szukał nowych inwestycji po tym, jak partia wzięła się za rozliczanie sektora budowlanego w Szanghaju.

Maszyna okazała się sukcesem

Prace potoczyły się szybko. W październiku 2015 balon wystartował w chińskiej Mongolii. Pojazd latał na granicy atmosfery, jednocześnie też był w stanie podsłuchiwać to, co się dzieje na ziemi, a nagrania audio i zdjęcia przesyłać do centrali. Zdaniem chińskich naukowców, w tej dziedzinie wyprzedzono USA. Projekt z zadowoleniem przyjęły władze, zwłaszcza, że jednostki latajace na takich wysokościach uznano za “gwiazdę w nowej wojnie powietrznej”.

Reklama

Współpraca jednak szybko się skończyła. W 2019 program zawieszono, a w listopadzie 2022 firma ogłosiła bankructwo. To jednak nie zatrzymało prac Wu. W 2019, naukowiec pracujący w Instytucie Badawczym Dongguan Beihand odpalił kolejny balon, “Ścigający chmury”, który ważył kilkanaście ton i miał ponad sto metrów długości i który przeleciał nie tylko nad USA ale i nad innymi państwami. Do tego Wu stał się autorem patentów od projektu jednostek powietrznych do stratosferycznego balonu, który jest w stanie zmieniać kurs.

Wu, jak wykazało śledztwo Bloomberga, jest też związany przynajmniej z czterema z sześciu firm, ukaranych przez USA sankcjami za prace nad chińskim balonem. Firmy te są prywatne, jednak zdaniem Bloomberga, są powiązane z chińskim sektorem militarnym.