Jeśli dojdzie do spowolnienia gospodarczego, popyt na paliwo spadnie, co może nawet pociągnąć ceny w dół. Choć trzeba mieć na uwadze, że na Wschodzie wciąż toczy się wojna i rynki są niestabilne - nie można więc wykluczyć przejściowych zawirowań.

Reklama

Produkcja polskich rafinerii pokrywa około 70 proc. zapotrzebowania na diesla w Polsce. Pozostały wolumen, stanowiący około 30 proc., uzupełniany jest importem paliw z zagranicy. W 2021 r. najwięcej oleju napędowego sprowadzono z Rosji, z tego kierunku do kraju trafiło ponad 66 proc. całego importu. Na drugim miejscu znalazły się Niemcy, których udział ukształtował się na poziomie ponad 20 proc., a na trzecim Słowacja z udziałem 4 proc.

Reklama

Obecnie sytuacja wygląda inaczej. Od 5 lutego obowiązuje w Unii Europejskiej embargo na produkty ropopochodne z Rosji. Miesiąc wcześniej weszło w życie embargo na rosyjską ropę. Embargo nie było czymś niespodziewanym, było zapowiadane od dawna. Wszyscy zdążyli się w jakiś sposób do tej sytuacji przygotować, do Europy płynie olej napędowy z alternatywnych kierunków. Embargo jest już po części wkalkulowane w obecne poziomy cen. Być może się nic niepokojącego się wydarzy, choć oczywiście mogą pojawić się przejściowe problemy z dostępnością produktu. Nie powinno być jednak sytuacji, że paliwa będzie fizycznie na stałe brakowało - mówi portalowi dziennik.pl Urszula Cieślak, analityczka firmy Reflex.

Bliski Wschód i USA załatają dziurę po Rosji

Cieślak podkreśla, że jak dotąd sytuacja pozostaje pod kontrolą. Zapasy na rynku ARA są o połowę wyższe niż rok temu - zaznacza. Dodaje, że diesel będzie wprawdzie docierał do Europy z odleglejszych kierunków, ale dostawy będą regularne. Rosyjski olej napędowy nie wyjdzie z obiegu, będzie trafiał do Azji, m.in. Chin czy Indii. Tym samym dostawcy, którzy do tej pory sprzedawali paliwo w tym regionie, zwrócą się w kierunku Europy. - Nie można też wykluczyć niestety sytuacji, w której podejmowane będą próby kierowania rosyjskiego paliwa okrężną drogą, z Azji do Europy – zauważa analityczka.

Orlen, największy krajowy gracz na rynku paliwowym, zaznacza, że zrezygnował z importu rosyjskiego diesla już w lutym 2022 roku, zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. - Obecnie grupa Orlen kupuje diesla przede wszystkim z rynku ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia), na które trafia produkt z różnych kierunków, m.in. z Bliskiego Wschodu i Stanów Zjednoczonych – tłumaczy nam biuro prasowe spółki.

Popyt na diesla spadnie

Orlen potwierdza, że nie widać zagrożenia deficytem oleju napędowego na polskim rynku - wprowadzenie embarga na paliwa z Rosji zapowiedziano ponad sześć miesięcy temu, było zatem wystarczająco dużo czasu, aby wszystkie kraje unijne, w tym Polska, mogły się do tego przygotować. - Każdy kraj UE utrzymuje zapasy paliw i ropy naftowej, także Polska. Z tej pespektywy nie należy oczekiwać problemów z dostępnością paliw dla klientów PKN Orlen, zarówno hurtowych, jak i kupujących paliwa na stacjach Orlen – informuje koncern.

Zwraca też uwagę, że wraz z ożywieniem gospodarczym w 2021 roku wzrósł popyt na oleje napędowe będące paliwem dla gospodarki. W 2022 roku zwiększyło się zapotrzebowanie energetyki, która w wielu obszarach przełączyła się z gazu na olej napędowy. Obecnie, z powodu cieplejszej zimy i tańszego gazu, sektor energetyki będzie wykorzystywał mniej diesla, więc popyt na niego będzie łatwiej zaspokoić. Do tego może dojść schłodzenie gospodarki.

Unimot zawalczył o nowych dostawców

O ocenę sytuacji zapytaliśmy także Unimot, importera paliw, który w przeszłości sprowadzał je również ze Wschodu. Spółka już od momentu wybuchu wojny przygotowywała się do uniezależnienia od rosyjskich dostaw. - Produkt jest dostępny i nie spodziewamy się większych zawirowań na rynku, ale nie można ich również zupełnie wykluczyć. Gdyby nastąpiła panika na rynku, jak miało to miejsce w marcu 2022 r., podaż może okresowo nie nadążyć za wzmożonym popytem. Mamy jednak nadzieję, że tym razem popyt utrzymany zostanie na niezmienionym poziomie i jedyne czego możemy się spodziewać, to chwilowe, nieodczuwalne dla klienta detalicznego braki w niektórych terminalach, z uwagi na ograniczone możliwości logistyczne - mówi dziennikowi.pl Robert Brzozowski, wiceprezes Unimotu do spraw handlu.

Podkreśla, że firma wykorzystała ostatni rok na budowanie sieci kontaktów handlowych na całym świecie, w czym pomaga jej biuro tradingowe w Genewie. W latach 2021-2022 Unimot sprowadzał też produkty z rafinerii europejskich, w tym ze Szwecji, Finlandii, Niemiec i Holandii. Trafiały one bezpośrednio do portu w Gdyni. Na początku kwietnia 2022 r. wynajął terminal w duńskim Gulfhavn, który umożliwia przeładunek oleju napędowego z największych tankowców przypływających do Europy oraz dalszy transport paliwado Polski, a także – w razie potrzeby – do wszystkich innych portów w basenie Morza Bałtyckiego. - Dzięki niemu do tej pory zrealizowaliśmy trzy dostawy oleju napędowego, dwie z Arabii Saudyjskiej i jedną z Indii – wyjaśnia Brzozowski.

Dostawy wydłużają się o ponad miesiąc

Unimot przyznaje, że zmiana kierunków dostaw jest pewnym wyzwaniem logistycznym. Produkt globalnie jest dostępny, m.in. na Bliskim Wschodzie, w Stanach Zjednoczonych czy Chinach, które przez sytuację pandemiczną mają cały czas ograniczony wewnętrzny popyt, jednak dostarczenie go do Polski po pierwsze trwa dłużej, a po drugie ze względów oczywistych jest droższe. Wyzwaniem będzie wydłużony łańcuch logistyczny – statek z Primorska płynie do Gdyni dwa dni, z rejonu Morza Czerwonego – 30 dni, a z Indii około 40 dni – tłumaczy Brzozowski. Ze względu na odległość produkt dostarczany jest też większymi statkami, które nie mogą bezpośrednio zawijać do portów w Gdyni i Świnoujściu, te nie są bowiem wystarczająco głębokie.

Polskie porty przystosowane są do obsługiwania tankowców, których pojemność wynosi około 35 tys. ton i takie statki trafiały do polskich portów bezpośrednio z portu w Primorsku. Tymczasem produkt z dalszych kierunków transportowany jest dużymi tankowcami o pojemności około 100 tys. ton, więc musi być przeładowywany na mniejsze tankowce w portach ARA lub w cieśninach duńskich, żeby móc dotrzeć do portów na Morzu Bałtyckim. Do tego służy nam właśnie terminal w duńskim Gulfhavn - wyjaśnia przedstawiciel Unimotu.

Kluczowa dla cen jest podaż paliwa

Uczestnicy rynku nie zakładają gwałtownych skoków cen. Orlen podkreśla, że cena diesla obecnie nie jest uwarunkowana w głównej mierze kosztami produkcji i transportu, ale faktem, że paliw jest mało. - Cena ustawiła się na takim poziomie, by zrównoważyć popyt z dostępną podażą. Barierą dla wzrostu podaży są moce produkcyjne globalnych rafinerii. Obecnie więc na ceny ropy i paliw największy wpływ mają decyzje rządów UE i Stanów Zjednoczonych w kwestii sankcji oraz Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) w kwestii limitów produkcji – informuje biuro prasowe płockiego koncernu.

Patrząc na aktualne czynniki ekonomiczne, czyli relację podaży do popytu, nie ma powodu spodziewać się wstrząsu cenowego, bo rynek jest zrównoważony przy aktualnej cenie - dodała spółka. Przypomniała przy okazji, że - korzystając z pozytywnego otoczenia makroekonomicznego - obniżyła 7 lutego cenę oleju napędowego średnio o 20 groszy za litr.

Z danych portalu e-petrol, który publikuje co środę średnie ceny detaliczne paliw w Polsce, wynika, że 8 lutego cena oleju napędowego w kraju spadła do 7,54 zł za litr z 7,65 zł tydzień wcześniej. Prognoza na ten tydzień (13-19 lutego) zakłada, że litr diesla będzie kosztować między 7,44 a 7,56 zł za litr.