Mateusz Obremski, DGP: W Komorowie na Mazowszu zainaugurowano unijny energetyczny hub wsparcia dla Ukrainy. Jak dokładnie będzie działał? Na jaki sprzęt mogą liczyć Ukraińcy?

Janez Lenarčič, komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego: To jeden z kilku logistycznych hubów, które uruchamiane są wraz z Polską od początku wojny. Polska jest położona do tego idealnie geograficznie i komunikacyjnie. Podobne huby zorganizowaliśmy też na Słowacji i w Rumunii, ale ten w Polsce jest zdecydowanie najważniejszy. Już na wiosnę wiedzieliśmy że zima będzie ciężka. Patrząc na działania Rosji widzieliśmy że będą problemy na polu energetycznym. I choć nie przewidywaliśmy, że Rosjanie będą systemowo niszczyli ukraińską infrastrukturę, to spodziewaliśmy się, że pojawią się niedobory czy blackouty. Dlatego na wiosnę rozpoczęliśmy pracę nad pomocowymi rezerwami strategicznymi na poziomie UE. Stworzyliśmy podstawę prawną i zaczęliśmy skupować agregaty prądotwórcze. W międzyczasie na ukraińskie prośby hojnie odpowiedziały kraje członkowskie - do teraz kupiły ponad 1,4 tys. tych urządzeń o łącznej mocy ponad 85 megawatów. To jednak wciąż za mało, dlatego działamy dalej. Podpisaliśmy z polską Rządową Agencją Rezerw Strategicznych, RARS, umowę o wartości 114 milionów euro. W jej ramach Komisja Europejska zapłaci w stu procentach za agregaty, które będą magazynowane w Polsce. Pierwsze zostaną dostarczone już w przyszłym tygodniu, większość z nich trafi na Ukrainę. Czyli 1400 generatorów pochodzi z krajów członkowskich, 94 z naszych wcześniejszych rezerw pomocowych z Rumunii i Niemiec. W drodze do Polski jest tysiąc kolejnych.

Reklama

Czy to wystarczy Ukraińcom, by przetrwać zimę?

To zależy od tego jak mocno Rosjanie będą niszczyć infrastrukturę krytyczną w Ukrainie. A to z kolei zależy nie tylko od woli Rosji, ale i od ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Dlatego tak ważne jest, by dostarczyć Ukrainie sprzęt do obrony przed atakami rakietowymi, co właśnie ma miejsce. Poprzez nasz mechanizm ochrony ludności wysyłamy też dużo sprzętu potrzebnego do naprawiania transformatorów czy podstacji. Bo Rosjanie strzelają nie tylko w elektrownie. Ukraińcy mają spore sukcesy w naprawach, ale potrzebują sprzętu.

Reklama

Ile osób na Ukrainie ma obecnie problem z normalnym dostępem do elektryczności? Jakie są szacunki Komisji Europejskiej?

Opieramy się na danych ONZ, z których wynika, że w Ukrainie oraz regionie pomocy humanitarnej potrzebuje 17 milionów osób. To, że ta liczba jest tak wysoka w znacznej mierze wynika właśnie z niszczenia przez Rosjan infrastruktury energetycznej, ale także sieci wodociągowych, gazowych czy grzewczych. Rosjanie przegrywają na polu bitwy i próbują sobie to kompensować ostrzałem cywilnych celów, co jest wyjątkowo odrażające.

Polska przyjęła miliony Ukraińców szukających tutaj schronienia przed wojną. Od polskiego rządu czasem słyszymy, UE w tej sprawie pomaga Warszawie za mało, według danych Warszawy ze Wspólnoty Polska otrzymała na ten cel zaledwie 200 milionów euro. Jak Pan to skomentuje?

Reklama

Polska ma wiele opcji, by wystąpić o unijne środki na pomoc. Ale to nie dotyczy pomocy humanitarnej, bo ta - zgodnie z definicją UE – dostarczana jest tylko poza granicami wspólnoty. Podlegający mi budżet humanitarny wydawany jest w Ukrainie czy Mołdawii, a zatem poza UE. W ramach Unii są inne narzędzia dla krajów członkowskich - jest Fundusz Spójności, Fundusz Solidarnościowy czy AMIF (Asylum Migration and Integration Fund).

Jedno powinno być jasno powiedziane – wszyscy doceniamy wyjątkową hojność polskiego społeczeństwa i rządu przy przyjmowaniu ukraińskich uchodźców. To zostało zauważone i jest doceniane. Ale jeśli chodzi o fundusze, to decyzja z jakich środków unijnych skorzystać należy do samej Polski. Jest wiele funduszy, które mogą by wykorzystane, ale żaden z nich nie leży w mojej gestii.

Czy zauważył Pan, że rosyjska inwazja spowodowała wzrost zapotrzebowania na pomoc humanitarną poza Europą?

Tak, rosyjska agresja niesie za sobą globalne konsekwencje. Głównie dlatego, że Ukraina jest jednym z głównych eksporterów produktów rolnych na świecie. Brak możliwości eksportu tych produktów drogą morską spowodował wzrost cen żywności na świecie, dla wielu stała się ona niedostępna. Od kwietnia mocno działamy w sprawie bezpieczeństwa żywnościowego np. w Sahelu czy Rogu Afryki. Straszne wydarzenia wojenne w Ukrainie nie spowodowały, że odwróciliśmy oczy od innych miejsc.

A jak widzi Pan ten i przyszły rok? Czy oczekuje Pan zwiększonej liczby migrantów zmierzających do Europy?

Doświadczymy największego światowego kryzysu humanitarnego w historii. Z danych ONZ wynika, że w 2023 roku 339 milionów ludzi na świecie będzie potrzebowało pomocy humanitarnej. To dwa razy więcej niż cztery lata temu. Luka finansowa się powiększy, a tylko około połowa potrzeb humanitarnych była w ubiegłym roku odpowiednio finansowana. To się jeszcze pogorszy w tym roku. Dlatego staramy się mobilizować do pomocy tych, którzy nie robią na tym polu wystarczająco dużo. Musimy również myśleć o tym jak redukować potrzeby humanitarne, a do tego trzeba przede wszystkim zmniejszyć liczbę konfliktów. Około 80 proc. kryzysów humanitarnych spowodowanych jest wojnami i innymi konfliktami.