Według rozmówców dziennikarza DGP Pawła Kubickiego – byłych i obecnych pracowników biura rzecznika MŚP – Woch, jeszcze jako dyrektor biura (czyli przed niedawnym awansem), miał dopuszczać się wobec podwładnych rażąco niestosownych zachowań noszących znamiona mobbingu, m.in. nagminnie obrażać i poniżać swoich podwładnych, stosować wobec nich przemoc werbalną, a także nie rozliczać pracy w nadgodzinach. „Jesteś poj...na”, „czy wy macie mózg?”, „kilku przygłupów już stąd odeszło” – to tylko kilka przykładów sposobu, w jaki miał zwracać się do pracowników ich dyrektor. CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ>>>

Reklama

Materiał jest bardzo dobrze, jak na tego rodzaju sprawy, udokumentowany: o swoich doświadczeniach opowiedziało Kubickiemu 7 byłych i obecnych pracowników, a kilkoro kolejnych potwierdziło, że w biurze dochodziło do nagannych zachowań. To dużo, biorąc pod uwagę, że w warszawskim biurze rzecznika MŚP, na koniec 2021 r., zatrudnionych było łącznie 38 osób. Nasz dziennikarz uzyskał też dostęp do potwierdzających zarzuty nagrań wykonanych przez pracowników. Od niemal pół roku kontrolę w biurze rzecznika prowadzi Państwowa Inspekcja Pracy, do której – jak wynika z informacji DGP – wpłynęła co najmniej jedna skarga ze strony pracownika biura RMŚP. Czas jej trwania stanowi kolejną poszlakę, że sprawa jest poważna.

Po publikacji DGP jej tezy zweryfikowały także inne media, m.in. „Rzeczpospolita”, która potwierdziła informacje o „stylu pracy” Marka Wocha w rozmowach z kilkoma pracownikami biura rzecznika MŚP i dorzuciła własne zarzuty (według źródeł „Rz” Woch w godzinach swojej pracy oraz korzystając z zasobów biura miał zajmować się koordynacją zbiórki podpisów pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą w sprawie dobrowolnego ZUS-u).

Reklama

Problemu nie ma?

Do momentu publikacji mojego komentarza oficjalna odpowiedź na zarzuty ze strony urzędu kierowanego przez Adama Abramowicza ogranicza się tymczasem do oświadczenia zamieszczonego na oficjalnej stronie rzecznika MŚP. Dowiadujemy się z niego – w skrócie – że problemu nie ma, a jeśli jest, to są nim pracownicy, a nie ich przełożony. To antyprzykład właściwej reakcji na doniesienia o mobbingu. Źle wygląda nawet na tle standardów panujących w biznesie. A od instytucji publicznych mamy chyba prawo oczekiwać w tej materii czegoś więcej niż od nastawionego na zysk koncernu.

Przyjrzyjmy się stanowisku RMŚP bliżej. Biuro rzecznika informuje, że nie wpłynęła do niego formalna skarga w ramach wewnętrznej procedury antymobbingowej. Instytucji nie wiadomo też nic o jakichkolwiek próbach dochodzenia swoich praw na ścieżce sądowej. Te argumenty trudno uznać za poważne. Nie od dziś wiadomo, że formalne zgłoszenia dotyczące mobbingu należą w Polsce do rzadkości. Osoby będące ofiarami takich zachowań, jako – najczęściej – słabsza strona stosunku pracy, zdają sobie sprawę, że zgodnie z kodeksem to na nich spocznie obowiązek udowodnienia zarzutów i boją się konsekwencji wejścia na formalną ścieżkę. Tym trudniej dziwić się ostrożności jeśli chodzi o wejście na ścieżkę sądową. Nie zwalnia to jednak pracodawcy z obowiązku przeciwdziałania mobbingowi, które nie powinny się kończyć na podsunięciu zatrudnianemu pracownikowi oświadczenia o zapoznaniu się z procedurą antymobbingową (do dobrych praktyk z zakresu profilaktyki antymobbingowej zalicza się choćby realizowanie anonimowych ankiet czy szkoleń wśród pracowników).

Reklama

Zgłoszenia w trybie nieformalnym

Jak podkreślają eksperci, jest czymś normalnym, że niektóre zgłoszenia pojawiają się w trybie nieformalnym – relacji świadków, anonimów czy skarg zbiorowych. Według informacji Pawła Kubickiego tak właśnie miało być w biurze RMŚP, gdzie skargi, niektóre na piśmie, były kierowane bezpośrednio do rzecznika Abramowicza. Również w takim przypadku rekomenduje się traktowanie sygnałów jako istotnych z punktu widzenia wiedzy o sytuacji w firmie i podjęcie odpowiednich działań. „Ignorowanie nieformalnych informacji najczęściej szybko obraca się przeciwko pracodawcy” – czytamy w jednym z artykułów eksperckich, autorstwa dr Małgorzaty Wypych i Dominiki Sadowskiej.

W oświadczeniu RMŚP czytamy też, że wszystkie nadgodziny – zgodnie z regulaminem biura – są rozliczane. Logicznie ze zdania tego wynika stosunkowo niewiele: jeśli opisane przez DGP praktyki miały miejsce, działo się to wbrew wewnętrznym regulacjom. Biuro informuje ponadto, że od utworzenia urzędu RMŚP nie rozwiązano z inicjatywy pracodawcy ani jednej umowy – ale takiego zarzutu nikt Wochowi nie postawił. Kluczowe są natomiast kolejne punkty odpowiedzi biura rzecznika. Dowiadujemy się z nich, po pierwsze, że w biurze trwa wewnętrzny audyt w sprawie „możliwości popełnienia przestępstwa wyrządzenia szkody o dużej wartości”. Sugeruje się także, że to właśnie osoby podejrzewane o tego rodzaju przewinienia mogą stać za zarzutami wobec Marka Wocha.

Równocześnie – czytamy – należy rozważyć możliwość, że Woch sam był ofiarą swoich pracowników, którzy mieliby dopuścić się tzw. staffingu, czyli odwróconego mobbingu, zmierzającego do zwolnienia przełożonego z pracy. „Niestety takie działania były przeprowadzane przez część pracowników wobec Pana Marka Wocha w tym przez osoby, co do których istnieje podejrzenie o działanie, które mogło wyrządzić szkodę dużej wartości” – czytamy w oświadczeniu. Brak, niestety, informacji, jaką podstawę mają te zarzuty. Czy Marek Woch złożył formalne zawiadomienie wskazujące na to, że jest ofiarą niewłaściwych zachowań swoich podwładnych? Czy przeprowadzono wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie, które to potwierdziły? A może zgromadzono dowody tak jednoznaczne, że mówią same za siebie? Jeśli tak, niestety nie zdecydowano się ich przedstawić w oświadczeniu.

To jednak dalece nie jedyny brakujący element reakcji na artykuł DGP. W stanowisku RMŚP ze świecą szukać zapowiedzi podjęcia – standardowych w takich przypadkach – działań w kierunku wyjaśnienia zarzutów wobec Wocha czy jakichkolwiek innych sygnałów, które wskazywałyby na chęć zadbania o tych pracowników, którzy czują się w biurze rzecznika źle traktowani. Jedyna deklaracja, jaka pada wprost, to ta o współpracy z PIP i gotowości do podjęcia „działań naprawczych”, jeśli w konkluzjach kontroli wskazane zostaną nieprawidłowości. Na razie jednak – jak wskazuje sama Inspekcja – czynności u RMŚP trwają w najlepsze, a perspektywy zakończenia kontroli nie sposób na dzień dzisiejszy określić.

Mobbing?

Brak decyzji o wszczęciu wewnętrznego postępowania w sprawie niestosownych zachowań Marka Wocha, które – to już moja ocena – uzasadniają co najmniej jego zawieszenie do czasu wyjaśnienia sprawy, to nie jedyny sygnał, że szefostwo biura nie tylko nie potraktowało jej poważnie, ale wręcz staje murem po stronie posądzonego o mobbing. Tym najbardziej rażącym – by nie powiedzieć bezczelnym – jest decyzja o awansie naszego niechlubnego bohatera. Nie tylko podjęta w czasie trwania kontroli PIP, ale również ogłoszona zaledwie dzień przed naszą publikacją, a więc na wiele dni po otrzymaniu przez instytucję pytań od DGP, przy świadomości, że sprawa zarzutów wobec Wocha lada dzień stanie na wokandzie publicznej. Dla sygnalistów, którzy zgodnie z wszelkimi standardami powinni być chronieni, to jasny komunikat, że dążąc do uznania swoich racji muszą być gotowi na frontalną konfrontację ze swoim pracodawcą. A jeśli chcą z nim dobrze żyć, powinni siedzieć cicho.

Rzecznikowi Abramowiczowi pozostaje zadedykować kilka, pierwszych z brzegu rekomendacji będących oczywistościami tak w branży HR, jak w instytucjach zajmujących się czuwaniem nad prawami pracowniczymi. Najstarsza polska firma doradcza sektora kadr, Sedlak&Sedlak, rekomenduje: „Podstawową zasadą, jaką należy stosować w odniesieniu do przemocy w pracy, jest zasada całkowitego braku przyzwolenia na jakiekolwiek zachowania i sytuacje związane z przemocą”. Inaczej mówiąc, zasada „zero tolerancji”, która – jak podkreślono – powinna obejmować tak przemoc fizyczną, jak i psychiczną. PIP wskazuje z kolei, że rolą pracodawcy jest jasne i jednoznaczne zasygnalizowanie braku zgody na mobbing i determinacji do zwalczania prób tego typu zachowań. I dodaje, że wszelkie formalne deklaracje muszą być spełniane i znajdować „odzwierciedlenie w praktycznych działaniach pracodawcy i kadry zarządzającej”.

W innych zaleceniach eksperckich pojawia się m.in. potrzeba błyskawicznej reakcji na zarzuty mobbingu. Wynika to – jak się wskazuje – zarówno z ciążącego na pracodawcy obowiązku kodeksowego dotyczącego przeciwdziałanie mobbingowi, jak i konieczność zarządzania kryzysem, który może wyniknąć z takiego zarzutu. Pierwszym i najważniejszym krokiem powinno być powołanie gwarantującego obiektywizm zespołu i uruchomienie wewnętrznego postępowania wyjaśniającego.

Międzynarodowa Organizacja Pracy

Międzynarodowa Organizacja Pracy podkreśla z kolei, że priorytetem w tego typu sprawach musi być zawsze „bezpieczeństwo i dobrostan ofiary i wszelkich innych zaangażowanych w sprawę, w tym sygnalistów”, które powinno obejmować ich ochronę przed ewentualnym odwetem. A, dodajmy, że zasada ta jest także jednym z elementów procedowanego obecnie przez rząd projektu ustawy o ochronie osób zgłaszających naruszenia prawa.

Historia Marka Wocha jest kolejną w tym roku głośną sprawą z zarzutami mobbingu w tle. Latem zeszłego roku z funkcji redaktora naczelnego polskiej edycji „Newsweeka” odwołany został w trybie natychmiastowym Tomasz Lis. Według Wirtualnej Polski w tle decyzji wydawcy tygodnika, koncernu Ringier Axel Springer Polska, był właśnie mobbing. Tygodnik „Polityka” informował z kolei, że Lis miał zostać oskarżony także o wulgarne zachowania w stosunku do młodej kobiety zatrudnionej w RASP. Oficjalnie przyczyn zwolnienia nie wyjaśnił do dziś ani wydawca, ani b. naczelny „Newsweeka”.

W tamtym przypadku sprawą zainteresowały się politycy, media, służby i środowiska opiniotwórcze. O sprawdzenie zarzutów wobec Lisa apelował do PIP m.in. poseł PiS Piotr Sak. Rzetelnego ich wyjaśnienia domagało się także bliskie rządzącym Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. W sprawie „Newsweeka” toczy się postępowanie prokuratorskie, które ma zweryfikować zarzuty dot. m.in. molestowania seksualnego oraz złośliwego i uporczywego naruszania praw pracownika. Pozostaje liczyć, że zainteresowanie i presja na wyjaśnienie kontrowersji będą co najmniej równie silne w przypadku instytucji publicznej, jaką jest rzecznik MŚP. Mam nadzieję, że już w najbliższych dniach Marek Woch i jego zwierzchnik Adam Abramowicz przekonają się dobitnie, że lata 90. - tak w polskiej polityce, jak i na rynku pracy – naprawdę się skończyły. Że ucywilizowaliśmy stosunki panujące w gospodarce, a feudalni „panowie na włościach” nie mogą liczyć na szczególne traktowanie niezależnie od tego, skąd się wywodzą i jakie mają znajomości.

To również dobra okazja, by przyjrzeć się standardom zarządzania bardziej systemowo. Bo przecież dobrze wiemy, że zarówno sprawa Marka Wocha, jak i Tomasza Lisa, to coś więcej niż izolowane incydenty. Znamienne wydaje się w tym kontekście, że główny bohater artykułu Pawła Kubickiego na swojej prywatnej stronie internetowej chlubi się ukończeniem aż dwóch fakultetów menedżerskich – w tym na prestiżowej warszawskiej SGH. O potrzebie „ucywilizowania” i humanizacji tej dziedziny pisze często bodaj najbardziej znana polska socjolożka zarządzania prof. Monika Kostera.

Oprócz mentalności naszego menedżmentu warto pochylić się nad przepisami, w myśl zasady, by najpierw zadbać o – rzeczywiste lub potencjalne – ofiary. Dziś polskie prawo jest pod tym względem w tyle za światowymi standardami – nie ratyfikowaliśmy chociażby uchwalonej blisko 4 lata temu konwencji MOP o przemocy i molestowaniu – a specjaliści podkreślają, że przepisy kodeksu pracy pozostawiają sporo do życzenia zarówno pod względem precyzji, jak i efektu odstraszania wobec sprawców.