Wczoraj po południu ogłoszono, że Marek Woch awansował - został zastępcą rzecznika. Pracownicy biura mówią o wyżywaniu się na nich przez dyrektora, krzykach, poniżaniu i pracy w nierekompensowanych w żaden sposób nadgodzinach. O swoich doświadczeniach opowiedziało nam siedem osób. Byli i obecni pracownicy, kobiety i mężczyźni, zatrudnieni na różnych stanowiskach. Dwie kolejne osoby, które opuściły już biuro rzecznika, potwierdziły tylko, że dochodziło tam do nagannych zachowań ze strony kierownictwa, ale nie zdecydowały się na rozmowę, bo - jak mówią - chcą o tamtych doświadczeniach zapomnieć. Kolejna osoba powiedziała nam, że to dla niej zbyt duże ryzyko, bo nadal tam pracuje. Inna odparła, że jeśli mowa o niewłaściwym traktowaniu pracowników w biurze rzecznika, to dobrze trafiliśmy", ale później wycofała się z kontaktu. Część relacji osób, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzają udostępnione nam nagrania wykonane przez pracowników telefonami. Wszyscy nasi rozmówcy chcieli pozostać anonimowi. Na koniec 2021 r. w warszawskim biurze było zatrudnionych 38 osób.
Ponad tydzień temu, 10 stycznia, wysłaliśmy prośby o odniesienie się do zarzutów do biura prasowego rzecznika i samego dyrektora Marka Wocha. W poniedziałek 16 stycznia w odpowiedzi na kolejnego e-maila biuro poinformowało nas tylko, że "ze względu na wagę przedłożonych problemów, odpowie na przesłane pytania najszybciej, jak to będzie możliwe". Dyrektor Woch, z którym się kontaktowaliśmy ponownie wczoraj, również zapowiedział odniesienie się do pytań, ale mimo prośby nie sprecyzował terminu, w którym może to nastąpić. Rzecznik Adam Abramowicz w rozmowie telefonicznej nie chciał komentować sprawy i odesłał nas do biura prasowego.
Reklama
W instytucji trwa obecnie kontrola inspekcji pracy. Jak przekazał nam rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie Przemysław Worek, 17 sierpnia ub.r. warszawski oddział PIP "rozpoczął czynności kontrolne w Biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców". Ponieważ postępowanie nie dobiegło jeszcze końca, jego przebieg i wyniki nie mogą zostać ujawnione. Jeszcze w styczniu do inspektorów napływały kolejne dokumenty z biura RMŚP, a rzecznik OIP informował, że terminu zakończenia czynności "nie można jednoznacznie określić".

Podwójny dyrektor

Marek Woch w Biurze Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców (RMŚP) pracuje od 2019 r. Wcześniej był pełnomocnikiem prezesa NFZ ds. kontaktów z organizacjami pozarządowymi i organami władzy publicznej, jest doktorem nauk prawnych. Po otrzymaniu stanowiska dyrektora generalnego w 2020 r. i rezygnacji z funkcji zastępcy rzecznika przez Jacka Cieplaka w 2021 r., Woch został drugą osobą w Biurze RMŚP, po samym rzeczniku. Kieruje pracami wydziałów prawno-legislacyjnego i administracyjno-finansowego.
Pracownikom szybko dał się poznać jako szef nieprzebierający w słowach. - To pierwsze miejsce, w którym ktoś mówił do mnie "będziesz tak k... robił, bo ja tak k... mówię", "ja tu k... jestem dyrektorem" i tym podobne - mówi jeden z pracowników biura. - Przy rozmowach jeden na jeden "k..." to było co drugie słowo - wspomina inny. Wszyscy w napięciu czekają na to, w jakim humorze będzie dyrektor - opisuje codzienną atmosferę wśród pracowników biura RMŚP kolejna osoba. W chwilach "furii", jak określa to jeden z pracowników, Woch "wpada w zupełne szaleństwo" i rzuca "stekiem przekleństw".

Idioci i debile

Wulgaryzmy to jeden problem. Nasi rozmówcy relacjonują, że Woch nagminnie obraża podwładnych. Najczęściej - nie mówiąc wprost do nich, a w rozmowach z innymi pracownikami, czasem tak, by lżona osoba wszystko słyszała. O jednym z pracowników miał mówić do podwładnych "pedał je..ny:. - Przy okazji Marszu Niepodległości 11 listopada mówił do niego "ty możesz tam sobie iść z tęczową flagą” - twierdzi nasz rozmówca.
Odnosząc się do innych, komentował ich nieatrakcyjny w jego opinii wygląd. Rzucał też uwagi na temat wyznania podległych mu osób - słyszymy. "Debile", "turyści", "przygłupy: - to inne określenia, jakimi według naszych rozmówców miał opisywać koleżanki i kolegów tych, którzy akurat go słuchali. - Potrafi powiedzieć do jednej osoby, że druga jest idiotą, a do tej drugiej, że pierwsza jest debilem - mówi pracownik biura.
Według relacji naszych rozmówców zdarzało się, że obrażał podwładnych wprost. Do jednej z podległych osób miał mówić, że "jest poje..na”. "Wy macie mózg?: - pytał innych. Pracownicy opowiadają o podważaniu ich kompetencji, okazywaniu pogardy i drwinach. Jeden z naszych rozmówców opisuje, jak słyszał od dyrektora, że jego praca to "gówno", a przełożony "nie chce mieć z nią nic wspólnego". Inna osoba miała na skutek takiego traktowania płakać przy współpracownikach z bezsilności i zastraszenia.
- Obrażał, wyśmiewał, wyżywał się na ludziach, umniejszał ich. Nasza praca była czasem celowo utrudniana tylko po to, żeby nas zgnębić, pogrążyć i odebrać pewność siebie. Każdy dzień to była udręka. Każde przyjście do pracy to zastanawianie się, co dzisiaj się wydarzy - opowiada niepracująca już w biurze osoba. - Zarządza przez strach - mówi inny pracownik. Jeden z rozmówców DGP w związku z pracą w biurze rzecznika przeszedł przez stany depresyjne i lękowe oraz nerwicę, leczył się farmakologicznie. Twierdzi, że osób z podobnymi doświadczeniami jest wśród pracowników biura więcej, co potwierdzają inni.

Co najmniej sześć miesięcy

W rozmowach z pracownikami biura rzecznika wielokrotnie pojawia się jedno słowo: :mobbing”. Zgodnie z prawem do stwierdzenia mobbingu potrzebne jest jednak spełnienie wielu przesłanek przewidzianych przez kodeks pracy. Zgodnie z kodeksową definicją mobbing to zachowanie w postaci nękania lub zastraszania pracownika, które wywołuje w nim zaniżoną ocenę przydatności zawodowej. Istotny jest cel: poniżenie, ośmieszenie pracownika lub wyeliminowanie go z zespołu.
- Chodzi o to, żeby to zachowanie nie było uzasadnione merytorycznie. Przełożony oczywiście ma prawo do uzasadnionej krytyki, ale nie poniżającymi czy ośmieszającymi słowami, bo ich w stosunku do pracownika nie powinien w ogóle wypowiadać - tłumaczy Elżbieta Niezgódka, adwokatka specjalizująca się w sprawach pracowniczych, prowadząca kancelarię Woman Labour Matters.
Ekspertka podkreśla, że aby mówić o mobbingu w sensie prawnym, muszą też zostać spełnione określone w kodeksie pracy przesłanki długotrwałości i upor czywości. Jednorazowe zachowanie, niezależnie od tego, co na ten temat sądzimy, nie może być nazwane mobbingiem. Mobbing musi mieć określony czas działania. Sądy wskazują, że to powinno być co najmniej sześć miesięcy. Kolejna sprawa to częstotliwość, która musi być wystarczająco duża - mówi mec. Niezgódka.

Skargi bez skutku

Do traktowania podwładnych przez samego rzecznika, Adama Abramowicza, żaden z naszych rozmówców nie ma zastrzeżeń. Rzecznik też oczekuje ciężkiej pracy, ale nie zachowuje się wobec pracowników w ten sposób, co Woch. Ma na pewno lepsze wyczucie tego, jak można się odnosić do podwładnych - słyszymy.
Z przeprowadzonych przez nas rozmów wynika jednak, że Abramowicz miał dobrze wiedzieć, jak bezpośrednio podległy mu dyrektor zachowuje się w stosunku do pracowników. Docierały do niego bowiem skargi, część na piśmie. Jak mówią pracownicy, efektów nie było. Rzecznik miał mówić, że jeśli komuś się nie podoba, to może się zwolnić. Podkreślał przy tym ciężką pracę dyrektora Wocha - relacjonują nasi rozmówcy.
Wielu pracodawców tworzy wewnętrzne regulacje mające przeciwdziałać mobbingowi i przeprowadza szkolenia antymobbingowe. Zapytaliśmy Biuro RMŚP o to, czy instytucja podjęła takie działania. Nie dostaliśmy do tej pory odpowiedzi.

Bez meldunku nie wyjdziesz

W relacjach pracowników powtarza się jeszcze jeden wątek: praca w godzinach nadliczbowych, która nie jest rejestrowana ani wynagradzana. Pracodawca ma prawo oczekiwać w pewnych sytuacjach pracy w nadgodzinach, ale to przecież musi być w jakiś sposób rozliczone, a tutaj tego w ogóle się nie robi. Dostajemy zadania w takich godzinach, że nie jest możliwe wykonanie ich w ramach zwykłego czasu pracy - opowiada pracownik biura. Kiedyś nadgodziny były rejestrowane, ale później zostaliśmy poinformowani, że teraz nie będą już rozliczane - potwierdza inny dodając, że nigdy nie dostał dodatkowego wynagrodzenia za nadgodziny, a zdarzało się mu zostawać w pracy do godz. 20 lub 21. Przez jakiś czas można było za nadgodziny odebrać czas wolny, ale potem i to się skończyło - mówi.
Jak twierdzi osoba niezatrudniona już w biurze, niezależnie od tygodniowej czy dobowej normy czasu pracy części pracowników wolno wyjść z biura dopiero wtedy, gdy dyrektor się na to zgodzi. Przed wyjściem takie osoby mają mieć każdorazowy obowiązek "odmeldowania się" dyrektorowi i powiedzenia mu "do widzenia". Jeśli zwierzchnik jest zajęty - trzeba czekać. Czasem nawet godzinę i więcej. Według słów naszych rozmówców nagminne są też związane z pracą wiadomości i telefony, które otrzymują od Wocha wieczorami i w weekendy.
To wszystko odbija się na rotacji pracowników. Jak słyszymy, osoby odchodzące z pracy u rzecznika lub decydujące o nieprzedłużaniu terminowej umowy jako powód wielokrotnie wskazywały swoim koleżankom i kolegom brak zgody na "styl zarządzania” dyrektora. Rekordziści mieli rezygnować przed upływem tygodnia.
Ci natomiast, z którymi to Woch chce się pożegnać, niekoniecznie dowiadują się tego od niego - opisuje nasz rozmówca. Jak chce kogoś zwolnić, to nic nie mówi, tylko umieszcza w BIP (Biuletynie Informacji Publicznej - red.) ogłoszenie z zakresem obowiązków tej osoby i ona w ten sposób się dowiaduje, że nie będzie już pracować - mówi pracownik.

Piszcie, gdzie chcecie

Czy to pracownicy Biura RMŚP składali skargi na warunki pracy i czy to one były przyczyną wszczęcia trwającej kontroli inspekcji pracy? Rzecznik warszawskiego oddziału Przemysław Worek nie może odpowiedzieć na to pytanie. Informacja o tym, że kontrola przeprowadzana jest w następstwie skargi, nie może być ujawniona bez zgody zgłaszającego. Wiemy jednak, że do inspekcji pracy wpłynęła przynajmniej jedna taka skarga, bo rozmawialiśmy z jej autorem.
Jak mówią nam pracownicy biura, dotychczas Marek Woch zdawał się nie przejmować ewentualnymi skargami. Śmiał się, że kontrola to zemsta pracowników i próba destabilizacji, a w skargach nie ma nic prawdziwego - relacjonuje osoba pracująca w biurze. Innej dyrektor miał powiedzieć, że ma wszędzie kolegów, więc pracownicy „mogą sobie pisać, gdzie tylko chcą”.©℗
Marek Woch jest równocześnie szefem Fundacji Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, o której pisaliśmy miesiąc temu. Jej celem jest promowanie nieobowiązkowego ZUS dla przedsiębiorców.
Już po zamknięciu dzisiejszego wydania DGP zostaliśmy poinformowani przez biuro prasowe Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, że odpowiedź na przesłane przez nas 10 stycznia pytania dotyczące przytaczanych w poniższym tekście relacji pracowników biura zostanie do nas wysłana w piątek 20 stycznia.