DGP: Zamiast wymieniać stare kopciuchy, rząd wydaje miliardy na dodatki węglowe i ponownie dopuszcza do sprzedaży węgiel najgorszej jakości. Uchwały antysmogowe są przesuwane, a o zanieczyszczeniu powietrza znowu zaczyna się mówić, że to wymysł ekologów. Jak się z tym czujesz?
Andrzej Guła: Źle się czuję. Jestem wściekły, patrząc na to, co wyrabiają politycy. Na ich nieodpowiedzialność. To, co nam teraz serwują, to nie tylko pogłębienie problemu smogu, lecz także obciążenie nas, jako podatników, na wiele lat.
Ale mamy wojnę, szalejącą inflację, zbliża się kryzys. W obliczu tych wyzwań walka ze smogiem po prostu spadła na liście priorytetów…
Wiem, że nie wszystko zależy od polskich polityków. To dla nas wszystkich bardzo trudny czas, pełen napięć i niepokoju. Ale w tym momencie powinniśmy przyspieszyć transformację energetyczną Polski, docieplić nasze domy, poprawić ich efektywność energetyczną, uniezależnić się od węgla.
To brzmi jak często powtarzane hasło, że „każdy kryzys to także szansa”.
To, że społeczeństwo ponosi dziś tak wielkie koszty, że ludzie muszą kupować drogi węgiel, którego państwo szuka desperacko na zagranicznych rynkach, jest pokłosiem wieloletnich zaniedbań. Zamiast przez lata dotować węgiel i uzależniać się od importu „czarnego złota” z Rosji, mogliśmy wykorzystać te pieniądze, by ocieplić i zmodernizować 3 mln polskich domów. Nie zużywalibyśmy teraz 10 mln t węgla rocznie, by je ogrzać, tylko znacznie poniżej 5 mln t. Mielibyśmy nie tylko zdecydowanie mniejszy smog, lecz także większe bezpieczeństwo energetyczne.