Rząd wybrał wreszcie wykonawcę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Trzy reaktory mają stanąć w Choczewie i zbuduje je amerykańska spółka Westinghouse. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwszy blok rozpocznie pracę w 2033 r. W ten sposób ziściłyby się liczące sobie już prawie pół wieku marzenia o nadwiślańskiej energetyce jądrowej. Słynna elektrownia w Żarnowcu była przecież planowana jeszcze u schyłku PRL. Mimo wielu przymiarek jesteśmy jednym z nielicznych państw w regionie, które nie mają żadnej „atomówki”.
Budowa reaktorów jądrowych w Polsce nie jest zwykłą inwestycją – jak autostrada czy stadion. I nie chodzi tu tylko o ogromne koszty. Stworzenie zrębów polskiej energetyki jądrowej może być impulsem modernizacyjnym dla całej naszej gospodarki. A od czasu wejścia do NATO i UE nie mieliśmy dużego celu cywilizacyjnego, do którego dążyłaby cała klasa polityczna, a opozycja nie zamierzała z niego zrezygnować zaraz po zmianie władzy. Takim kolejnym wielkim celem mogłaby się stać realizacja polskiego programu jądrowego. Można stworzyć wokół niego opowieść, która przekona zdecydowaną większość wyborców – od prawa do lewa.