"Biorąc pod uwagę historyczną rolę Niemiec w Ukrainie jako zbrodniczych kolonizatorów i ich de facto finansowanie wojny Putina przez zakupy gazu, skala pomocy Niemiec dla Ukrainy to wstyd”. Nie są to słowa Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudy czy zwolenników niemieckich reparacji dla Polski, lecz amerykańskiego historyka i autora bestsellerów Timothy'ego Snydera. To, że liberał i ekspert II wojny światowej łączy odpowiedzialność Niemców za hitlerowskie plany kolonizacji Ukrainy z najechaniem tego państwa przez Rosję, jest samo w sobie warte odnotowania. Ale Snyder ani nie jest pierwszy, ani nie idzie najdalej w rozciąganiu na europejskie stolice odpowiedzialności za wojnę Putina.
„Nie tylko Rosja musi ponieść w Ukrainie porażkę, po której nie podniesie się przez dziesięciolecia, ale Francja i Niemcy muszą stracić wpływy w Europie” – dowodzi Anders Östlund, szwedzko-ukraiński analityk think tanku Center for European Policy Analysis. Paul Krugman, centrolewicowy ekonomista, laureat nagrody Nobla i publicysta „New York Timesa”, stwierdził nawet, że Niemcy są „współwinni” masowych mordów dokonywanych w Ukrainie. W połowie maja tygodniki opinii w Polsce pełne już były analiz na temat tego, jak osłabienie i upokorzenie Niemiec i Francji w wyniku wojny w Ukrainie staje się szansą (oczywiście po uderzeniu w samą Rosję) dla pokojowego rozwoju kontynentu i samej Polski. – Z każdym ubitym rosyjskim czołgiem kończy się Pax Germanica, bo rosyjska armia była de facto niemieckim ramieniem zbrojnym – przekonywał mnie na antenie Polskiego Radia Adrian Stankowski, publicysta „Gazety Polskiej” i stały gość telewizyjnych „Wiadomości”. – Niemcy są niebezpiecznym narodem i nie mogą istnieć w ramach jednego państwa, trzeba je podzielić. I to nie na dwa, a jeszcze więcej części! – dowodził.