Wydawało się wtedy, że wystarczy, by Zachód tupnął mocniej nogą, a cała rosyjska gospodarka zamieni się w pył; czego wymiernym i symbolicznym skutkiem miało być właśnie załamanie rubla. Trzy miesiące później (i po kilku kolejnych turach sankcji) z tamtego optymizmu nie zostało wiele. Rubel jest dziś silniejszy niż w przededniu wybuchu wojny. A obecny kurs (62 ruble za dolara) to mniej więcej tyle, ile płaciło się w latach 2016–2018, czyli jeszcze przed COVID-19.
Jak wyjaśnić tę zagadkę? Jak to możliwe, że mimo bezprecedensowo surowych sankcji i odcięcia Rosji od wielu (choć rzecz jasna nie wszystkich) możliwości eksportu, rubla udało się Moskwie obronić? Trochę światła na tę tajemnicę próbują rzucić ekonomiści Oleg Itzkhoki i Dmitry Mukhin. Stosuję angielską transkrypcję rosyjskich nazwisk obu panów, bo są afiliowani przy anglosaskich uniwersytetach (Uniwersytet Kalifornijski i London School of Economics).