Postawa Berlina wobec broniącej się Ukrainy jest ambiwalentna. Z jednej strony ministrowie spraw zagranicznych Annalena Baerbock i gospodarki Robert Habeck z Zielonych wzywają do dostaw broni i pomocy. – Z pewnością powinniśmy byli wspierać Ukrainę militarnie dużo wcześniej i nie mówię tu tylko o dniach czy tygodniach, ale o latach – mówił Habeck w ZDF. Ta pomoc w ograniczonym zakresie płynie, Niemcy przekazali obrońcom ukraińskim ponad 20 tys. hełmów i kilka tysięcy sztuk różnego rodzaju broni przeciwpancernej (m.in. panzerfausty), a także szpital polowy.
Z drugiej strony kanclerz Olaf Scholz z lewicowej SPD zgadza się, że pomagać trzeba, ale według doniesień m.in. „Bilda” blokuje dostawy cięższego rodzaju broni. Także jeśli chodzi o sankcje unijne, Niemcy należą do hamulcowych, bo na natychmiastowym odcięciu gazu straciłby ich przemysł. Jednocześnie były kanclerz Gerhard Schröder, który obecnie pełni funkcję szefa rady nadzorczej rosyjskiego giganta petrochemicznego Rosnieft, w wywiadzie dla „New York Timesa” stwierdził, że „nie można na dłuższą metę izolować takiego kraju jak Rosja, ani politycznie, ani gospodarczo”. Mimo swoich bliskich związków z Władimirem Putinem Schröder wciąż jest członkiem rządzącej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec.
Niemieckie hamletyzowanie nie pozostaje bez konsekwencji na arenie międzynarodowej. – Niemcy tracą reputację wiarygodnego sojusznika. Szczególnie z perspektywy wschodniej flanki NATO Republika Federalna bardzo straciła na wiarygodności. Oni idą za Stanami Zjednoczonymi, ale na samym końcu – wyjaśnia Justyna Gotkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Reklama
Reklama