Chodzi o zintegrowaną platformę analityczną, w której łączone będą informacje zbierane przez GUS, ZUS czy NFZ z danymi z bazy PESEL czy Krajowej Ewidencji Podatników. Cel? Sporządzanie analiz, które mogą pomóc w skuteczniejszym zarządzaniu państwem.

Reklama

– Przy tak dużym zakresie danych dostrzegam kolosalny potencjał do nadużyć. Nie ma żadnych gwarancji, że baza ta nie zostanie wykorzystana do celów stricte politycznych, wręcz do inżynierii politycznej – alarmuje Wojciech Klicki, prawnik Fundacji Panoptykon.

– Niestety mieliśmy już takie przykłady: aferę związaną z Pegasusem czy wykorzystanie danych obywateli do nielegalnych wyborów kopertowych – dodaje.

Megabaza a krytyka UODO

Utworzenie megabazy przewidziano w ustawie o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne. Jednak zobowiązanie do przekazywania danych przez wiele urzędów i instytucji ma wynikać ze zwykłego rozporządzenia. A mowa także o informacjach chronionych tajemnicą – statystyczną czy lekarską. W jednym miejscu znajdą się więc dane o tym, ile zarabiamy, na co chorujemy, jakiego jesteśmy wyznania, jakie mamy wykształcenie. To zaś rodzi możliwość pełnego profilowania obywateli.

Dane mają być pseudonimizowane, ale to – w przeciwieństwie do anonimizacji – proces odwracalny (do zidentyfikowania osoby, której dane zostały w ten sposób ukryte, potrzebne są dodatkowe informacje, „klucz”). Cele, do jakich mogą zostać wykorzystane te dane, są zaś tak ogólnie określone, że można pod nie podciągnąć niemal wszystko. Na to ostatnie zagrożenie zwraca uwagę Urząd Ochrony Danych Osobowych w wyjątkowo krytycznym stanowisku, do którego dotarł DGP. Zdaniem UODO projekt rozporządzenia jest sprzeczny z podstawowymi zasadami RODO. Podobne[1]go zdania są wszyscy eksperci, których poprosiliśmy o opinię.

CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM WYDANIU "DZIENNIK GAZETA PRAWNA">>>