Wczoraj polityczny Kijów debatował nad pytaniem, w jakich granicach Władimir Putin uznał w poniedziałek samozwańcze republiki na Donbasie. Czy zdaniem Kremla chodzi o tereny faktycznie okupowane, czy też o całość obwodów donieckiego i ługańskiego, których dwie trzecie kontrolują siły rządowe. W ciągu dnia rosyjscy urzędnicy kluczyli i unikali odpowiedzi. Wątpliwości wieczorem przeciął Putin: DRL i ŁRL powinny obejmować całość obu obwodów.
Skoro tak, to niewykluczona jest próba przejęcia przez Rosjan kontroli nad takimi miastami, jak Słowiańsk, Kramatorsk czy portowy Mariupol. Według naszych rozmówców może do tego dojść, ale równie dobrze Rosja może latami szantażować Ukrainę roszczeniami terytorialnymi. Putin sprecyzował wczoraj żądania wobec Kijowa: bezpośrednie rozmowy z okupowanym Donbasem, uznanie aneksji Krymu, rezygnacja z NATO i – to nowość – demilitaryzacja. – Po poniedziałkowych decyzjach Putin jest na cenzurowanym. Nie można wykluczyć, że skoro i tak jest uznany za zło, będzie próbował coś jeszcze ugrać. Na przykład uderzyć w infrastrukturę wojskową Ukrainy z powietrza – przekonuje nasz rozmówca, były unijny dyplomata. Na razie nie wierzy w pełnowymiarową inwazję, przed którą przestrzegają zachodni politycy.
Jednocześnie wieczorem Unia przyjęła pierwszy pakiet sankcji. Zamrożenie aktywów i zakaz wydawania wiz objęły m.in. 351 deputowanych rosyjskiej Dumy, którzy zaaprobowali uznanie niepodległości samozwańczych republik. Restrykcje dotkną również „27 osób i podmiotów podważających i zagrażających niepodległości Ukrainy”. USA z kolei nałożyły sankcje na dwa banki oraz na obrót rosyjskim długiem. Joe Biden zapowiedział też wysłanie dodatkowych sił i sprzętu do państw bałtyckich.
Reklama