W piątek amerykański przywódca Joe Biden powiedział, iż jest przekonany, że prezydent Rosji Władimir Putin podjął już decyzję o inwazji na Ukrainę. Zapowiedział, że USA mają informacje świadczące o tym, że do ataku dojdzie w ciągu najbliższych kilku dni.

Reklama

Przydacz pytany w sobotę w TVN24, czy według niego Amerykanie mogą się mylić w ocenie zagrożenia ze strony Rosji, odpowiedział: "Zawsze należy zakładać ewentualną pomyłkę czy dezinformację strony przeciwnej, natomiast słuchając prezydenta Bidena (...) mam przypuszczenie, że to Amerykanie mogą być dużo bliżej prawdy".

Na uwagę, że kiedyś Amerykanie bardzo pomylili się na przykład w sprawie Iraku Przydacz odparł, że w tym wypadku należy spojrzeć na fakty. "A fakty są następujące - ponad 100 tys. żołnierzy rosyjskich stacjonuje tuż przy granicy ukraińskiej, ponad 30 tys. żołnierzy rosyjskich ćwiczy na Białorusi, z niewiadomego powodu nagle w środku zimy, tak wielkie ćwiczenia. Widzimy też ruchy marynarki wojennej zbliżające się do Ukrainy. Obserwujemy też ćwiczenia nuklearne na samym terytorium Rosji. Więc to są rzeczywiste fakty, że Rosja podgrzewa atmosferę" - zaznaczył wiceszef MSZ.

Reklama

Na pytanie, czy dzisiaj zagrożenie atakiem Rosji na Ukrainę jest większe niż w środę, 16 lutego, bo to była data ataku Rosji, którą wcześniej podawali Amerykanie, Przydacz odpowiedział: - Myślę, że Amerykanie też częściowo informując opinię publiczną wytrącają pewnego rodzaju argumenty stronie rosyjskiej. Dopuszczam taką myśl, że rzeczywiście były plany jakiś działań zbrojnych na środę, a fakt ujawnienia ich przez Waszyngton mógł spowodować po stronie rosyjskiej pewnego rodzaju zmianę podejścia, zmianę decyzji albo przerzucenie tego na kilka dni do przodu. To oczywiście okaże się w perspektywie następnych kilku dni, kto miał rację - mówił wiceminister.

Uchodźcy z Ukrainy

Reklama

Wiceszefa MSZ pytano też o to, ilu uchodźców z Ukrainy Polska jest w stanie przyjąć, gdyby doszło do inwazji Rosji na Ukrainę. - Są tutaj przygotowywane odpowiednie plany i odpowiednie miejsce zabezpieczenia obecności. Mogę tylko powiedzieć, że przepustowość polskich granic to jest nawet i do kilkudziesięciu tysięcy osób dziennie. Więc w zależności oczywiście jak ten konflikt będzie przebiegał, ale możemy się spodziewać nie tylko tysięcy, co setek tysięcy, a być może także i większej liczby osób - zaznaczył Przydacz.

Jak dodał, "wszystkie te osoby postaramy się oczywiście zakomodować tutaj wewnątrz". - Są miejsca. W tym momencie wojewodowie przygotowują listę miejsc zakwaterowania, możliwości wyżywienia, tym zajmuje się ministerstwo spraw wewnętrznych - powiedział polityk.

Przydacz został też zapytany w TVN24 o to, kiedy czołgi Abrams będą w Polsce. "Według mojej wiedzy w przyszłym roku mają się pojawić pierwsze sztuki najnowocześniejszych czołgów Abrams" - odpowiedział.

W piątek szef MON Mariusz Błaszczak poinformował, że Departament Stanu USA wyraził zgodę na sprzedaż Polsce 250 czołgów M1A2 Abrams w najnowszej wersji SEPv3. Według Agencji Bezpieczeństwa Współpracy Obronnej (DSCA) zgoda dotyczy sprzedaży czołgów i wyposażenia, w tym wozów towarzyszących, zapasowych silników, a także amunicji i systemu szkolenia. Koszt programu oszacowano na 6 mld dolarów.