Dopytywany o falę uchodźców z Ukrainy, w razie wybuchu wojny, wiceszef MSZ Marcin Przydacz ocenił wczoraj w mediach, że to nie musi być tłum ludzi szturmujących granicę. Podkreślił, że Polska stara się przygotować na wszystkie scenariusze. – W zależności od tego, jak potencjalny atak miałby wyglądać – tak będzie wyglądała reakcja ludności cywilnej. To może być przepływ ludzi przez wiele miesięcy. A na to też powinniśmy być gotowi.
Kluczowe są tu nie tylko decyzje rządowe, ale też przygotowanie na szczeblu samorządowym. A z tym, używając języka dyplomacji, jest różnie. Stąd też płyną zarzuty pod adresem rządu, że dialogu nie prowadzi lub że zaczął się on zbyt późno z lokalnymi władzami.
Rafał Łysy z UM Sosnowiec mówi, że do miasta wpłynęło kolejne pismo od wojewody w sprawie wskazania miejsc, w których można by rozlokować Ukraińców. – Wskazaliśmy głównie obiekty sportowe, jesteśmy otwarci na współpracę – podkreśla. Ale już w tamtejszym MOPS słyszymy długą listę pytań, na które póki co nie ma odpowiedzi. – Dobrze, że prowadzimy ewidencję miejsc, ale co dalej z tymi ludźmi zrobić? Kto miałby zająć się weryfikowaniem ich potrzeb socjalnych, zdrowotnych? Lokalne MOPS-y, GOPS-y, PCPR-y? Co z zabezpieczeniem ich w żywność, wypłatą ewentualnego zasiłku? Jaki powinien być zakres zadań dla pracowników socjalnych (których brakuje), jak powinna przebiegać współpraca ze Strażą Graniczną? Sytuacja na linii Ukraina – Rosja zaostrza się od tygodni i nie ma pewnego scenariusza, co się wydarzy, dlatego u nas powinny być jasne interpretacje przepisów, wytyczne, jak postępować. A tego właśnie nie ma – mówi Marek Kopczacki, rzecznik MOPS w Sosnowcu.
Reklama