Grzegorz Kowalczyk: Jaka będzie pana przyszłość polityczna i czy wyobraża ją pan sobie w Prawie i Sprawiedliwości?

Jan Maria Jackowski: Nigdy nie byłem i nie jestem członkiem partii PiS, natomiast cały czas nadal jestem formalnie Klubu Parlamentarnego PiS. Oczekuję na dalsze decyzje w tej sprawie. Nie mam żadnych nowych informacji poza tymi, które są dostępne w przestrzeni publicznej. Bez względu na rozwój sytuacji będę zajmował się polityką. Nadal będę realizował ten program dla Polski, który jest związany z wartościami, które są dla mnie najważniejsze, i którym zawsze byłem wierny.

Reklama

Jeszcze żadne decyzje nie zapadły, a w praktyce wszyscy już wiedzą...

Taki sposób wypychania z klubu pokazuje elementarny brak kultury i poszanowania, który panuje w obozie rządzącym. Przyjmuję to do wiadomości, ale takiego sposobu działania absolutnie nie akceptuję. W moich wypowiedziach dopominam się o realizację programu, który oceniam jako trafiony i zgodny z oczekiwaniami społecznymi, i który dał PiS zwycięstwo w 2015 i w2019 roku.

Pamięta pan czasy rządów AWS, był pan wtedy posłem z listy tej formacji. Czy obecna sytuacja nie przypomina tych czasów?

AWS też wygrał wybory dzięki bardzo trafionym i oczekiwanym postulatom społecznym i deklaracji podwyższenia standardów życia publicznego. To co głoszono jednak z czasem miało się nijak do praktyki rządzenia. I to doprowadziło do utraty poparcia i znalezienia się poza Sejmem. Zresztą to niejedyne ugrupowanie, które najpierw głosiło szczytne idee, którym następnie się sprzeniewierzało, a potem odchodziło w niesławie. Przed tym losem przestrzegałem również teraz. Nie ma nieśmiertelnych ugrupowań, trzeba podchodzić z pokorą do rządzenia. W mojej sprawie jest charakterystyczne to, że obecny obóz rządzący zamiast usuwać błędy, chce usuwać ludzi, którzy o nich mówią. To świadczy o schyłkowym kursie. Nie jest w stanie dokonać realnej oceny sytuacji w jakiej się znajduje.

"Miałem rację..."

Reklama

W przeszłości również często wypowiadał się pan sprzecznie do linii partyjnej. Czy fakt, że odejdzie pan teraz świadczy o tym, że w PiS będzie większy rygor względem myślących odmiennie od partyjnego rdzenia?

Tego nie wiem. Wykluczenie mnie z klubu w Senacie nie jest - w kalkulacji gremiów kierowniczych - stratą. Jednak, jak pisał jeden z doświadczonych analityków politycznych: „Chociaż nie ma znaczenia dla podziału szabel w Senacie (większością tam PiS nawet wraz z Jackowskim nie dysponuje, rządzi koalicja demokratyczna zawiązana wokół marszałka Tomasza Grodzkiego dop.red.) – oznacza jednak symboliczne pożegnanie z programem, z jakim PiS poszedł do podwójnie zwycięskich wyborów w 2015 i raz jeszcze w 2019 r.”. Decyzja kierownictwa o moim wykluczeniu to emocjonalna reakcja na wypowiedzi, które się nie podobają. W Sejmie są posłowie, którzy już dawno powinni być wykluczeni z szeregów klubu parlamentarnego, bo nie spełniają standardów etycznych, albo brutalnie publicznie krytykują osoby pełniące najwyższe funkcje w państwie wywodzące się ze Zjednoczonej Prawicy. Tego jednak się nie robi, bo dziś każdy głos jest w Sejmie na wagę złota. To pokazuje hipokryzję i słabość obozu. Politycy PiS wiedzą, że mam rację, sami mi ją przyznawali - premier Kaczyński potwierdzał, że są poważne błędy w Polskim Ładzie, wcześniej potwierdził też, że piątka dla zwierząt była ogromnym błędem, choć był twarzą tego projektu. Zauważył też sprzeczne komunikaty w sprawie Pegasusa, przyznał, że był stosowany i został zakupiony z Funduszu Sprawiedliwości. Miałem rację - to zatem nie była krytyka dla krytyki. Chciałem, by dokonać korekty błędnej polityki, mówiłem o tym na spotkaniach wewnętrznych. Moje wypowiedzi nie zmieniły jednak błędnego kursu.

Mówi pan, że niektórzy posłowie powinni być usunięci. Za co?

Na przykład ważni funkcyjni politycy PiS, którzy są twarzami nepotyzmu. A prezes PiS zawsze potępiał takie praktyki i zapowiadał, że gdy dojdziemy do władzy to będą surowo napiętnowane i wykluczane. Tak się jednak nie dzieje, a to podważa wiarygodność ugrupowania i jej lidera.

"Rozkład obozu rządzącego"

Napięcia są jednak widoczne w warstwie światopoglądowej, co pokazał niedawny wyrok TSUE po którym Solidarna Polska wprost skrytykowała premiera Mateusza Morawieckiego.

To też pokazuje, że część polityków obozu jest znacznie bardziej krytyczna do działań rządu niż ja. Im jednak się nie grozi wykluczeniem z klubu, bo są posłami. Następuje rozkład obozu rządzącego - poziom konfliktów jest już bardzo wysoki. A wielu polityków zajmuje się tym co Jarosław Kaczyński nazwał "ekonomizacją" - działaniami mającymi na celu znalezienie świetnie płatnej pracy dla swoich bliskich, a nie pracą na rzecz dobra wspólnego. A zdolność do odnowienia jest z dnia na dzień coraz mniejsza.

A kto ma rację w sporze między premierem a Solidarną Polską?

Solidarna Polska jest konsekwentna i od początku krytykowała przyzwolenie polskiego rządu na wprowadzenie mechanizmu "pieniądze za praworządność". Mieli rację, bo słusznie przewidzieli, że Unia Europejska będzie wykorzystywała tę drogę nie tylko w sporze o sądy, ale też w reakcji na uchwały samorządów występujących w ochronie rodziny. To stoi w sprzeczności z założeniami Unii, że nie ma kompetencji, by narzucać państwom członkowskim kwestie światopoglądowe. W ten sposób można ingerować w bardzo wiele wewnętrznych spraw. Zbigniew Ziobro się tego obawiał i ma rację. Ujawniła się przy tym pokrętna polityka premiera, który wcześniej twierdził, że nie stanowi to zagrożenia dla suwerenności. Premier zgodził się też przy okazji Funduszu Odbudowy na zaciąganie zobowiązań przez Unię i nakładanie obciążeń na państwa członkowskie, co stanowi ogromny krok ku federalizacji. I stoi w jawnej sprzeczności z programem Prawa i Sprawiedliwości opowiadającym się za Europą suwerennych państw. Taką uległość widać też w kwestii polityki klimatycznej - ogromne koszty transformacji energetycznej uderzą w kieszenie Polaków, a mimo to premier zgodził się na podwyższenie redukcji emisji CO2 o 55 proc. do 2030 r. Rząd usilnie teraz powtarza, że wyższe rachunki to wina UE. To jedynie część prawdy - rząd autoryzował decyzje Brukseli. Jak byliśmy w opozycji zapowiadaliśmy, że wypowiemy pakiet klimatyczny i będziemy bronić polskiego węgla jak niepodległości.

A czy napięcia na Ukrainie będą konsolidować opinię publiczną wokół władzy? Zazwyczaj dramatyczne wydarzenia, czy poczucie zagrożenia, sprzyja poparciu rządzących.

Propagandowe przedłużenie rządu podsyca poczucie zagrożenia w związku z wydarzeniami na Ukrainie. To zostało uznane jako metoda na konsolidację społeczeństwa wokół obozu rządzącego i poprawę notowań. Nie należy lekceważyć tego co dzieje się u naszych wschodnich sąsiadów, ale już widać też, że rządowy przekaz będzie starał się przedłużyć poczucie niepewności.