Ustawa abolicyjna już funkcjonuje, ale powracający z emigracji Polacy wciąż zadają sobie pytanie: czy załatwienie podatkowej ulgi naprawdę jest takie proste, jak mówił rząd? "Rzeczpospolita" twierdzi, że nie. Rząd przekonywał, że nie trzeba mieć żadnych dokumentów. Ale to nieprawda. Trzeba mieć wszystkie zaświadczenia o pracy za granicą i o wszelkich zapłaconych tam składkach.

Reklama

Do wniosku o umorzenie podatku wprawdzie nie trzeba dołączać żadnych dokumentów, ale należy je przechowywać, bo urząd w każdym momencie może je chcieć obejrzeć - pisze "Rzeczpospolita". Mało tego, jeśli urzędnik stwierdzi wtedy, że nie rozliczyliśmy się dobrze z fiskusem, będziemy mieli nie lada kłopoty. Niedotrzymanie obowiązku podatkowego np. sprzed pięciu lat grozi zapłaceniem 75-procentowej daniny.

Ale to nie wszystko. "Rzeczpospolita" pisze też, że urzędnicy chcą prześwietlać zagraniczne konta emigrantów i rozliczać ich z przelewów do kraju. Dużym przelewom może się przyglądać generalny inspektor Informacji Finansowej. Jeśli za przesłane do Polski pieniądze emigrant kupi sobie np. dom, zaraz zainteresuje się nim skarbówka. Jeśli petent nie będzie się umiał wytłumaczyć z pieniędzy, fiskus będzie dociekał. Jeśli udowodni, że pochodzą z pracy, Polak znów zapłaci podatek.