Polityczka mówiła także, że „w obecnej sytuacji gazociąg nie może uzyskać zezwolenia, ponieważ nie spełnia wymogów europejskiego prawa energetycznego, a kwestie bezpieczeństwa pozostają nierozwiązane”. Chodzi o napiętą sytuację wywołaną przez gromadzenie wojsk Federacji Rosyjskiej przy granicy z Ukrainą i groźbę wybuchu kolejnej wojny.
Także dwa dni wcześniej podczas wizyty w Warszawie Baerbock nie broniła kontrowersyjnego projektu. – Cieszymy się z takiego jednoznacznego stanowiska związanego z realizacją tego gazociągu i liczymy, że znajdzie to konkretny wyraz w działaniach rządu niemieckiego – stwierdził Zbigniew Rau, polski minister spraw zagranicznych. Będąc delikatnym optymistą, można zaryzykować tezę, że w przypadku agresji Rosji na Ukrainę otwarcie tego gazociągu się znacznie opóźni. Choć szansa na to, że nie ruszy nigdy, wydaje się iluzoryczna, bo głupio tak po prostu utopić kilka miliardów dolarów. Tak czy inaczej ten nowy klimat wokół inwestycji jest jasnym dowodem, że Nord Stream 2 to projekt polityczny, a nie tak jak przez laty próbowała wmówić wszystkim kanclerz Angela Merkel czysto gospodarczy. Jeśli politycy mogą go zatrzymać teraz, to mogli to zrobić również wcześniej. Otwartym pozostaje oczywiście pytanie, na ile to liderka Zielonych będzie miała w tej sprawie głos decydujący, a na ile kanclerz Olaf Scholz wywodzący się z tradycyjnie „rozumiejącej Rosję” socjaldemokracji. Jednak przynajmniej w sferze deklaracji coś się zmieniło. I warto, by polski rząd na tym budował, by zamieniło się to w konkrety.