W polityce liczą się nośne hasła i łatwe do zapamiętania okrągłe liczby, które zrobią wrażenie na wyborcach i umoszczą się w ich głowach dzięki nieustannemu ich powtarzaniu. Najwyraźniej takie nośne hasło opatrzone okrągłą liczbą znalazła właśnie Solidarna Polska. Na głośnej i szeroko komentowanej konferencji prasowej Patryk Jaki i dwóch naukowców przedstawiło swoje ustalenia, według których Polska straciła na członkostwie w UE ponad 0,5 bln zł.
Wspaniała liczba – idealna do wykorzystania podczas eurosceptycznej kampanii wyborczej. Robi wrażenie i dla polityków Solidarnej Polski zapewne drugorzędne jest, że to kwota zupełnie wyssana z palca. Uzyskana dzięki porównaniu zupełnie ze sobą niekorespondujących liczb, z pominięciem wszystkich innych, które zaburzyłyby zaplanowaną narrację. W rzeczywistości trudno znaleźć państwo, które w ostatnich dwóch dekadach na członkostwie w UE skorzystało zdecydowanie bardziej niż Polska. Potwierdzają to nawet publikacje rządowe, wydawane już w czasie panowania Zjednoczonej Prawicy.

Inwestycyjny dysonans

Reklama
Ta starannie zaplanowana manipulacja Solidarnej Polski opiera się na bardzo prostym zabiegu sprowadzenia wszystkich korzyści Polski z akcesji do UE jedynie do funduszy europejskich, których sumaryczna kwota netto (tj. po odliczeniu naszej składki) w latach 2004–2020 wyniosła 593 mld zł. Od tej kwoty politycy odjęli 1,13 bln zł, które rzekomo straciliśmy z powodu wejścia do Zjednoczonej Europy, głównie dywidendy z zysków spółek z państw UE działających na terenie Polski – 981 mld zł. Abstrahując od tego, że to kwota mocno zawyżona, co wykazał red. Łukasz Wilkowicz w DGP z 21 września, trzeba najpierw zadać pytanie, skąd się te dywidendy biorą? Przecież one nie są jakąś opłatą za nasze członkostwo w UE, bo składka była już uwzględniona w naszych wpływach netto z budżetu UE. Żeby powstała dywidenda, najpierw muszą powstać zyski, a żeby powstały zyski, ktoś najpierw musi stworzyć podmiot, który będzie je generował. Czyli zainwestować.
Reklama