Oprócz Polski, najgłośniej o szybkim przyjęciu euro mówi się w Danii. "Wspólna waluta gwarantuje polityczną i gospodarczą stabilność. Kryzys gospodarczy pokazał nam, jak wysokie są koszty pozostawania poza strefą euro" - powtórzył w piątek premier Anders Fogh Rasmussen. Szef rządu od kilku tygodni mocno lansuje pomysł jak najszybszego przeprowadzenia referendum na temat rezygnacji z duńskiej korony, przed czym Duńczycy bronili się przez ostatnie 16 lat. W 1992 r. brak zgody na znajdującą się jeszcze w sferze planów wspólną walutę był jednym z powodów odrzucenia przez nich traktatu z Maastricht. Nie powiodło się również drugie podejście: w 2000 r. przyjęcie euro odrzuciło 53 proc. Duńczyków. Według najnowszych sondaży, kryzys gospodarczy zupełnie zmienił nastroje opinii publicznej w 5-milionowym królestwie. Za euro opowiada się 52 proc. ankietowanych.

Reklama

>>> Unia chce rewolucji na rynku walutowym

Podobne sygnały dochodzą w ostatnich dniach ze Szwecji, innego członka Unii Europejskiej, który dotąd alergicznie reagował na pomysły przyłączenia do strefy euro. "Gdybyśmy przystąpili do unii walutowej kilka lat temu, teraz czulibyśmy się dużo spokojniej" - powiedziała niedawno minister ds. europejskich Cecilia Malmstroem. Choć Szwedzi także już raz odrzucili pomysł przyjęcia euro (w 2003 r.), to teraz oni również zmieniają zdanie. "Bez żadnej kampanii z naszej strony obozy przeciwników i zwolenników praktycznie się wyrównały. Jestem pewna, że gdy dojdzie do głosowania będziemy w stanie przekonać ludzi, że nie warto być dłużej poza unią walutową" - powiedziała Malmstroem.

W kolejce czekają także nowi członkowie Unii: Słowacja, Czechy, Polska czy kraje bałtyckie. Wejście do UE i przyjęcie wspólnej waluty jest też jednym z kluczowych postulatów antyrządowych manifestacji na pogrążającej się w finansowym chaosie Islandii, które wczoraj (już czwartą niedzielę z rzędu) miały miejsce na ulicach Reykjaviku.

Powody rosnącego poparcia dla euro eksperci dostrzegają głównie w słabości lokalnych walut, co z całą siłą objawiło się w trakcie kryzysu. Duński bank centralny musiał w ostatnich tygodniach kilkakrotnie podnosić stopy procentowe, by ratować słabnącą w oczach koronę. Podobnie decyzje podejmowały władze w Sztokholmie. Duże znaczenie ma też fakt, że w czasie kryzysu kluczowe decyzje dotyczące planów ratunkowych dla europejskiej gospodarki zapadały w ramach grupy euro. "Pozostałe państwa musiały się tym decyzjom podporządkować. To sytuacja, której każdy rząd wolałby uniknąć" - uważa Thomas Klau z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.