Unijnym władzom nie spodobał się wyrok niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego z Karlsruhe, który w zeszłym roku odrzucił orzeczenie TSUE i uznał, że skup obligacji przez Europejski Bank Centralny był niezgodny z prawem.
Działa wytoczone przeciwko Berlinowi pośrednio dotyczą także Polski. W naszym Trybunale Konstytucyjnym od roku bowiem leży pytanie, czy TSUE miał prawo ograniczyć działalność Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym.
Bruksela przyznała wczoraj, że krok przeciwko Niemcom był konieczny właśnie ze względu na ewentualne decyzje sądów konstytucyjnych w innych krajach członkowskich, czyli również polskiego, zarządzanego przez Julię Przyłębską.
Markus Kerber, profesor ds. finansów publicznych z Berlina i adwokat w sprawach dotyczących EBC przed niemieckim trybunałem, uważa, że Bruksela próbuje dyscyplinować niemieckich sędziów.
– Komisja Europejska kieruje pozwy przeciwko polskiemu rządowi za to, że ingeruje w swoje sądownictwo, tymczasem sama oczekuje od rządu w Berlinie, że zablokuje niemiecki trybunał – mówi.
Także wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta krytykuje ruch Brukseli. – Niemiecki trybunał wydaje wyroki zgodnie z niemiecką konstytucją. Traktaty unijne są umowami międzynarodowymi, a żadna umowa konstytucji nie wyłącza. To samo dotyczy polskiego Trybunału Konstytucyjnego i mam nadzieję, że jak najszybciej zabierze on głos w tej sprawie – podkreśla. – Komisja Europejska może nam wysyłać sygnały, ale Polskę wiąże prawo, a nie sygnały – zauważa.
Z kolei zdaniem profesora prawa z Bielefeld Franza Mayera Komisja musiała wszcząć procedurę, by pokazać, że nawet największy kraj członkowski musi przestrzegać unijnych traktatów
CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM WYDANIU "DZIENNIK GAZETA PRAWNA">>>