DGP: Jest pan antropologiem, przez wiele lat mieszkał pan w Namibii, badając kulturę Buszmenów Ju/’hoansi, jednego z najstarszych ludów na Ziemi. Co mogą powiedzieć mieszkańcom Zachodu rdzenne społeczności Afryki na temat pracy w XXI w.?
James Suzman: Mogą pomóc nam zrewidować podstawowe założenia, na jakich opiera się cała ekonomia neoklasyczna. Jeśli za miarę sukcesu cywilizacji uznać jej trwałość, to Buszmeni z pustyni Kalahari stworzyli najbardziej zrównoważoną oraz stabilną cywilizację w historii ludzkości. Ju/’hoansi są genetycznie bezpośrednimi potomkami pierwszych homo sapiens, którzy pojawili w południowej Afryce ok. 300 tys. lat temu. Przez cały ten okres mieszkali mniej więcej na tym samym obszarze, w tym samym środowisku i prowadzili z grubsza taki sam zbieracko-łowiecki tryb życia. Przyglądając się kulturze Ju/’hoansi, przekonałem się, że wiele idei ekonomii głównego nurtu, które bezkrytycznie akceptujemy jako prawdy absolutne, z punktu widzenia historii ewolucyjnej i antropologicznej jest wadliwych i wątpliwych. Są tylko kulturowym fenomenem, a nie faktem wypływającym z natury człowieka.
Jakie idee ma pan na myśli?
Weźmy choćby przekonanie, że centralnym problemem ekonomii jest rzadkość: ludzie mają nieskończone pragnienia i potrzeby, zaś ilość naszych zasobów jest ograniczona. Problem rzadkości – mocno upraszając – jest więc powodem, dla którego pracujemy: tworzymy, produkujemy, handlujemy. Czy ma pani nieskończone potrzeby?
Zdecydowanie nie.
I ja też nie, a jednak mówi się, że taka jest właśnie natura ludzka. Na założeniu, że ludzie są istotami o nienasyconych pragnieniach, zbudowano zachodnie społeczeństwa i instytucje. W rzeczywistości pogląd ten nie współgra ani z naszą ewolucyjną trajektorią, ani wiedzą antropologiczną. Ju/’hoansi i inne społeczności zbieracko-łowieckie są dowodem, że kondycja ludzka nie jest z konieczności nieustannym zmaganiem o wypełnienie luki między naszymi zasobami a potrzebami.
A czym jest dla nich?
Gdy zaczynałem badać Ju/’hoansi w latach 90., państwo i globalny rynek już zdążyły dokonać ogromnych spustoszeń w ich życiu. To zderzenie było dla nich traumatyczne: doświadczyli represji, przemocy, poniżeń; zostali wygnani ze swoich terytoriów, stając się zmarginalizowaną mniejszością walczącą o przetrwanie. Wielu sąsiadom Ju/’hoansi, którzy zajmowali się uprawą roli, brutalnie ukradziono ziemię i zmuszono do pracy najemnej. Buszmeni przez większość swojej długiej historii nie egzystowali na skraju głodu. Byli zwykle dobrze odżywieni, żyli często dłużej niż ludy rolnicze i na ogół nie pracowali więcej niż 15 godzin w tygodniu. Gros czasu poświęcali na odpoczynek oraz rozrywkę. Nie znali problemu rzadkości – choć ich stan posiadania był nader skromny – ani nie rozumieli sensu gromadzenia majątku.
Kiedy myślimy o społeczeństwach zbieracko-łowieckich, zwykle wyobrażamy sobie ich świat jako srogi stan natury, w którym życie jest „biedne, zwierzęce i krótkie”, jak pisał Thomas Hobbes.
Tak nie było. Często zarzuca mi się, że próbuję idealizować te społeczności, ale to nieprawda. Ja je humanizuję: pokazuję, że ludy zbieracko-łowieckie wiodły złożone i bogate życie, może nawet pełniejsze niż nasze, bo zwyczajnie miały więcej wolnego czasu. Oczywiście kultury, które przetrwały, pozwalają nam uchwycić jedynie wycinek świata przeszłości. Ale nie mam wątpliwości, że rzeczywistość łowców-zbieraczy nie przypominała stanu natury, jaki wyobrażał sobie Hobbes.
A jak ona wyglądała?
Owszem, bywały trudne okresy, śmiertelność noworodków była wysoka, a wiele dzieci umierało przed ukończeniem piątego roku życia. Działo się tak jednak nie tylko wśród ludów zbieracko-łowieckich, lecz wszystkich kultur pre industrialnych. Społeczeństwa takie jak Ju/’hoansi wyróżniały się tym, że – w przeciwieństwie do nas – nie były więźniami aspiracji i długoterminowych planów. One nie zawsze martwiły się o jutro. Wszystkie ich ambicje leżały w zasięgu możliwości. Antropolog Marshall Sahlins nazywał takie podejście „drogą Zen do dostatku” – zgodnie z nią ludzkie potrzeby są ograniczone, a środki ich zaspokojenia łatwo dostępne. Mimo że wielu Ju/’hoansi, wśród których mieszkałem, miało bardzo ciężkie życie – odebrano im ziemię, byli okrutnie traktowani przez władze i białych farmerów – wykazywali się niezwykłym spokojem i tolerancją wobec otaczającego ich świata. Jakkolwiek niewiele posiadali, doceniali to w prawdziwy sposób, który nam byłby obcy. Nie interesowali się szczególnie przeszłością ani niespecjalnie przejmowali przyszłością – zaczęli dopiero niedawno, kiedy zostali wciągnięci w obieg gospodarki. Nie odczuwali lęków, jakie dręczą mieszkańców rozwiniętego świata. Mam wielu znajomych, którzy regularnie chodzą na zajęcia z mindfulness, godzinami ćwiczą jogę, tylko po to, by poczuć się zrelaksowani, uważni. A Ju/’hoansi po prostu byli skupieni i obecni.