DGP: W projekcie nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa znalazły się przepisy pozwalające blokować wybrane adresy IP lub strony internetowe. Tzw. polecenie zabezpieczające w tej sprawie może wydać minister właściwy ds. informatyzacji – czyli obecnie premier – "w przypadku wystąpienia incydentu krytycznego". To groźne dla swobody wypowiedzi w sieci?

Reklama
Krzysztof Izdebski: Każdy przepis tego rodzaju jest potencjalnie niebezpieczny, bo daje możliwość ograniczania lub odcinania ludziom dostępu od informacji. Ale też nie sposób dziś takich regulacji zupełnie uniknąć. Współczesny internet to także narzędzie zarządzania ważnymi obszarami gospodarki i państwa, choćby energetyką i służbą zdrowia. Stąd nazwa zagrożenia: incydent krytyczny. Państwo musi mieć narzędzia, by przeciwdziałać takim incydentom, np. atakom hakerskim przeprowadzanym na dużą skalę. Stanową one rzeczywisty problem. Mogą się zdarzać i zapewne zdarzą się w przyszłości. Cyberbezpieczeństwo jest dziś elementem gry wojennej. Musi więc istnieć mechanizm obrony.
Tylko czy mechanizm zastosowany w KSC jest optymalny?
Istnieje ryzyko, że ta ustawa będzie nadużywana. Ale też gdy czytam ją w całości, to nie podejrzewam, żeby miała zostać źle wykorzystana. Widać, że intencją jej twórców nie jest walka z użytkownikami internetu czy zamykanie stron. Choć rzeczywiście, powstaje ku temu furtka.
Reklama