Patryk Słowik: Kilkanaście dni temu napisaliśmy w DGP, że osoby po przebytej upadłości konsumenckiej mają kłopoty z uzyskiwaniem kredytów ‒ nie tylko tych dużych, lecz także najdrobniejszych… Czy z państwa informacji wynika, że tak rzeczywiście jest?
Tadeusz Białek, wiceprezes Związku Banków Polskich, doktor nauk prawnych, radca prawny: Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że przypadków osób po przebytej upadłości nie jest jeszcze tak wiele, jeśli porównamy do całej liczby kredytobiorców. Zwiększona liczba upadłości konsumenckich występuje dopiero od kilku lat, wiele z tych postępowań jeszcze formalnie nie jest zakończonych (trwa realizacja planu spłaty). Natomiast kluczową kwestią przy ocenie tego, czy dana osoba może uzyskać kredyt, jest zdolność kredytowa. Osoby po przebytej upadłości, po zrealizowaniu planu spłat, który został ustalony przez sąd, często mają wrażenie, że gdy nie otrzymują kredytu, to dlatego, że są po upadłości. Tymczasem powód jest zupełnie inny. Osoby te po prostu zazwyczaj nie mają wystarczającej zdolności kredytowej, bo np. mają za mały dochód w stosunku do oczekiwanej wartości kredytu, w ogóle nie podjęły jeszcze zarobkowania po upadłości albo ich jedynym dochodem są zasiłki.
To oczywiste, że konieczna jest zdolność kredytowa. Ale czy nie jest tak, że osobom po przebytej upadłości konsumenckiej, o czym znajduje się wzmianka w rejestrze Biura Informacji Kredytowej, nie są przyznawane kredyty nawet wówczas, gdy mają one zdolność kredytową?
Nie ma takiego uwarunkowania. Każdy wnioskodawca przechodzi procedurę oceny zdolności kredytowej. I wiele osób po upadłości konsumenckiej po prostu takowej nie ma. Pamiętajmy, że wiele jest upadłości zeromajątkowych, czyli takich, w których upadły nie realizował żadnego planu spłat, bo nie miał możliwości zarobkowania na spłatę wierzycieli. I taka osoba jeśli nie dostanie kredytu, to nie z powodu przebytej upadłości (albo oddalenia wniosku o ogłoszenie upadłości, bo takich przypadków też nie brakuje), lecz z powodu swej sytuacji majątkowej. Po prostu osoby te nie miałyby z czego spłacać rat kredytów w terminach przewidzianych w umowie.
Natomiast oczywiście fakt bycia po upadłości konsumenckiej jest ewidencjonowany w BIK, podobnie jak w państwowym Monitorze Sądowym i Gospodarczym (MSiG), zatem banki mają dostęp do tej informacji z obu źródeł.
I to jest kluczowa kwestia: czy ta wzmianka powoduje, że ktoś traci szanse na kredyt?
Bank, w ramach procedury udzielania kredytu, kieruje się wieloma czynnikami, szczegółowo określonymi m.in. w Rekomendacji T Komisji Nadzoru Finansowego. Istotna jest zdolność kredytowa, wiarygodność kredytowa, ale także historia kredytowa, to, czy ktoś wywiązywał się z zobowiązań finansowych, czy są jakieś zaległe zobowiązania, czy jakieś wygasły i wreszcie jest informacja o przebytej upadłości konsumenckiej. Każdy z tych czynników ma znaczenie dla finalnej oceny zdolności kredytowej, ale wcale nie jest tak, że jeden z nich jest decydujący i stanowi samodzielną przesłankę odmowy przyznania kredytu. Odpowiadając zatem najkonkretniej, jak się da, na pańskie pytanie: nie, wzmianka o przebytej upadłości konsumenckiej nie uniemożliwia uzyskania kredytu bankowego. Może być tak, że ktoś pomimo ogłoszonej upadłości konsumenckiej otrzymał nową stabilną pracę i ma możliwości zarobkowania, które pozwalają spłacić kredyt wraz z odsetkami.
Czy w takim razie zgodziliby się państwo z postulatem ekspertów, by ktoś po przebytej upadłości i wykonaniu planu spłat mógł zażądać wykreślenia wzmianki o przebytej upadłości ze wszelkich rejestrów, w tym BIK?
Oczywiście, że nie, nawet zatarcie skazania, do którego moim zdaniem niesłusznie porównywano sytuację we wcześniejszych artykułach DGP, następuje przecież z upływem określonego czasu. Tak jak powiedziałem, jest to jeden z elementów pomagających w ocenie wniosku kredytowego, który stanowi jeden z czynników składających się na świadectwo o wiarygodności kredytowej, moralności płatniczej, ryzyku kredytowym wobec danej osoby. Jeśli więc ktoś postuluje, by usunąć stosowną wzmiankę, to tak jakby świadomie chciał „czyścić” historię kredytową, która na całym świecie jest elementem procesu kredytowego. Informacje w rejestrze muszą się uzupełniać. Nie należy więc wyciągać poszczególnych klocków z procesu, ponieważ nie będzie on szczelny.
Warto natomiast powiedzieć wprost, że przyczyny ogłoszenia upadłości konsumenckiej są bardzo różne. Niekiedy to sytuacje obiektywne, gdy niewłaściwe byłoby przypisywanie komuś winy. Tak będzie np. w przypadku choroby bądź śmierci kogoś bliskiego. Ale nie oszukujmy się ‒ wiele jest upadłości osób, które lekkomyślnie się zadłużały, ogłosiły upadłość, "wyczyściły się", a teraz chciałyby całość powtórzyć. Nie wspomnę już o tych, którzy z takiego procederu uczynili po prostu działalność przestępczą (kredyty na tzw. słupy). Jeśli usuniemy wzmiankę o przebytej upadłości, osoby te będą mogły łatwiej uprawiać swój proceder. A przecież, jak mniemam, nikomu nie chodzi o to, by ułatwiać życie ludziom świadomie zaciągającym zobowiązania, aby ich nie spłacać. Warto pamiętać, że w bankach środki na kredyty pochodzą przede wszystkich z depozytów, czyli ze środków innych klientów banku, które bank ma obowiązek bezwzględnie chronić i zwrócić na każde żądanie.
Szkopuł w tym, że wiele osób może teraz pomyśleć: przedstawiciel sektora bankowego mówi, że fakt przebytej upadłości nie jest najistotniejszy, ale nie zgadza się na to, by pozbyć się wzmianki na ten temat. De facto chce pan, byśmy wszyscy uwierzyli na słowo, że nie jest to kryterium decydujące.
Bo nie jest to kryterium decydujące, ale przecież jasno mówię, że to jeden z elementów, który jest bankom potrzebny do całości oceny zdolności i wiarygodności kredytowej osób składających wnioski kredytowe. Usunięcie wzmianki z rejestrów poprawiłoby - wyjąwszy osoby, które ogłosiły upadłość z przyczyn rzeczywiście losowych - sytuację osób świadomie nadużywających zaufania, lekkomyślnie się zadłużających, często ukrywających swoją rzeczywistą sytuację majątkową, albo osób, które zataiły swoje zobowiązania w momencie wnioskowania o kredyt. Byłoby to po prostu nie fair w stosunku do zdecydowanej większości pozostałych kredytobiorców.
Widzi pan, wyobrażam sobie, że mógłby pan powiedzieć: „Tak, banki nie chcą udzielać kredytów osobom po upadłości. Mają do tego prawo, nie łamią jakichkolwiek norm prawnych”. Tymczasem pan mówi, że coś nie jest kluczowe, a z odpowiedzi na kolejne pytanie wynika, że jednak może być kluczowe.
Stara się pan namówić mnie do wygłoszenia tezy, której wygłosić nie mogę - bo byłaby nieprawdziwa i się z nią bym nie zgodził. Oczekuje pan odpowiedzi zerojedynkowej, a świat w mało której kwestii bywa czarno-biały.
Nie mogę ani powiedzieć, że banki nie chcą udzielać kredytów osobom po przebytej upadłości, ani że robią to, pomijając całkowicie fakt przejścia procedury upadłościowej. Powtórzę więc raz jeszcze: tak, wzmianka o przebytej upadłości ma znaczenie. Nie, nie jest to okoliczność, która w jakimkolwiek banku przekłada się na automatyczną odmowę. To po prostu jeden z wielu klocków. Wyjęcie go naruszyłoby konstrukcję procesu oceny zdolności i wiarygodności kredytowej, ale wyjęcie każdego innego prowadziłoby do tego samego. To jedna z wielu informacji branych pod uwagę w procesie oceny zdolności kredytowej.
Nasi czytelnicy skarżą się, że banki niewystarczająco informują ich o powodach odmowy przyznania kredytu. Może tę kwestię należałoby poprawić, a wówczas osoby po upadłości nie miałyby przeświadczenia, że to właśnie ta okoliczność była kluczowa?
Jak i pan, i czytelnicy DGP doskonale wiedzą, że obecnie bank ma obowiązek wyjaśnić na wniosek klienta, dlaczego odmówił udzielenia kredytu. Są to jednak przepisy relatywnie nowe. Związek Banków Polskich przygotował dla banków wzorzec projektu informacji dla klientów. Stanowi on załącznik do kodeksu dobrych praktyk przetwarzania danych osobowych. W tym wzorcowym dokumencie znajduje się 10 czynników, które bank powinien zindywidualizować w odniesieniu do konkretnego klienta. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że większość banków wykorzystuje ten wzorzec i indywidualizuje go do danego klienta, trudno byłoby mieć zastrzeżenia do ich działalności. Mówiąc krótko: większość banków wywiązuje się w mojej ocenie dobrze z obowiązku informacyjnego. Oczywiście znane są mi przypadki, że informacja według wzorca ZBP czy w oparciu o wzorce własne banku nie jest w pełni zindywidualizowana. Dostrzegam tu pole do poprawy i obiecuję, że jako ZBP będziemy zachęcali banki do albo skorzystania z naszego wzorca, albo rozwinięcia własnych w kierunku bardziej precyzyjnej, zindywidualizowanej informacji.
Niektórzy są rozczarowani przekazywanymi im informacjami. Twierdzą, że z informacji, nawet tej opartej na wzorcu ZBP, niewiele można się dowiedzieć.
Szanuję ten głos, ale wydaje mi się, że wynika z niezrozumienia roli informacji. W przypadku gdy informacja jest zindywidualizowana do konkretnego Kowalskiego, powinien on po prostu dowiedzieć się, dlaczego nie uzyskał kredytu. Problem w tym, że część osób oczekuje, iż dowiedzą się z niej, co muszą poprawić albo jak poprawić, aby uzyskać kredyt. A bynajmniej nie taka była rola uchwalonych przepisów oraz dokumentów przekazywanych przez banki. Gdyby bowiem potencjalny kredytodawca miał wyjaśniać potencjalnemu kredytobiorcy, co musi on poprawić, by uzyskać kredyt, większość klientów po chwili by wracało z "lepszymi" wnioskami. Sęk w tym, że umieszczone w nich informacje niekoniecznie byłyby prawdziwe.
Z uwagi na unijne regulacje dotyczące m.in. adekwatności kapitałowej banki nie mogą przekazywać szczegółowych informacji na temat metod udzielania kredytów, np. procentowych wag ryzyka czy wagowego znaczenia poszczególnych elementów. To, co należy przeciętnemu Kowalskiemu pokazać, to przykładowo fakt, że nie uzyskał on kredytu z powodu zbyt niskich dochodów, ze względu na inne zobowiązania kredytowe czy też nieobsługiwane zobowiązania.
*Spisała Marzena Sosnowska