Osiem milionów dorosłych kibiców, którzy oglądali niedzielny pojedynek z Niemcami swoje smutki musiało dusić przy firmowych biurkach. Od rana rozmawiano jedynie o meczu. "Nadzieje na zwycięstwo były ogromne, więc duże było też rozczarowanie, które przyszło po przegranym meczu. W konsekwencji nastąpiła destrukcyjna demobilizacja, która odbiła się na jakości pracy" - mówiła DZIENNIKOWI psycholog pracy Elżbieta Sołtys.
Frustrację zauważyła zdecydowana większość pracodawców. Prezes firmy deweloperskiej JW Construction Jerzy Zdrzałka przyznawał, że pomeczowy smutek czuć było na każdym kroku. "Niby wszystko było tak samo, ale nastroje wśród mojej załogi były bardzo kiepskie, wręcz grobowe" - mówił.
Podobne wypowiedzi usłyszeć można było wczoraj niemal wszędzie.
"Czuję się podle i z trudem zmuszam się do pracy. W firmie wszystko jakoś działa tylko dlatego, że pracuję głównie z kobietami, które nie interesują się futbolem i nie przeżywają niedzielnego meczu" - twierdził z kolei Andrzej Malinowski, szef Konfederacji Pracodawców Polskich, i prezes firmy inwestującej w branżę medyczną.
To co dla Polaków może być nowością - stres porażkowy - już dawno doczekało się publikacji naukowych na Zachodzie. W Anglii wyliczano np., że odpadnięcie piłkarzy w eliminacjach do Euro 2008 nie tylko obniży sprzedaż koszulek i piwa, ale również na parę miesięcy osłabi u znacznej części rozkochanych w futbolu Brytyjczyków chęć do pracy. Liczono, że obniżona wydajność będzie jedną z przyczyn dwumiliardowych strat dla gospodarki.
W Polsce też pojawiają się pierwsze wyliczenia. Według eksperta PKPP Lewiatan Jeremiego Mordasewicza niedzielna porażka w Klagenfurcie mogła kosztować gospodarkę co najmniej 50 milionów złotych. "Dzienny dochód narodowy Polski to pięć miliardów złotych. Jeśli efektywność pracy w wyniku przegranej z Niemcami spadła o dziesięć procent i przy założeniu, że piłką nożną interesuje się w Polsce dziesięć procent czynnych zawodowo osób otrzymujemy tę właśnie wartość" - mówił.
To, że wczoraj Polacy mieli kłopoty z normalnym funkcjonowaniem w pracy, nie dziwi psychologa sportu Marka Graczyka. "To się niestety musiało skończyć zbiorową traumą, neurozą i zawiedzionymi nadziejami" - przekonywał w rozmowie z DZIENNIKIEM”. "Nasi kibice potraktowali to spotkanie jak świętą krucjatę, okazję do wyrównania historycznych krzywd i wyleczenia kompleksów" - argumentował.
Taki stan i jego efekty są doskonale znane psychologom pracy. "Zdarzenia, które tak mocno oddziałują na emocje jak ten mecz z Niemcami, powodują zmniejszenie wydajności o co najmniej 10 proc." - twierdzi Elżbieta Sołtys.
Psychologowie i eksperci od wydajności pracy wiedzą nawet, ile czasu każdy pracujący Polak-kibic poświęcił wczoraj w pracy na komentowanie spotkania w Klagenfurcie. "Można przyjąć, że nazajutrz po wydarzeniu, które budziło ogromne zbiorowe emocje, każdy pracownik poświęci na rozmowę o nim przynajmniej 15 minut" - mówi Kamilla Stropińska z Gallup Consulting, międzynarodowej firmy badawczej.
Wszyscy nasi rozmówcy przekonują jednak, że zarówno polscy kibice, jak i gospodarka najgorsze mają już za sobą. I że meczom z Austrią oraz Chorwacją nie będą już towarzyszyć tak silne emocje jak przedwczoraj. "Ta nieracjonalna wizja zwycięstwa towarzyszyła wyłącznie meczowi z Niemcami, kolejne już będą spokojniejsze" - przekonuje psycholog sportu Marek Graczyk.