Amerykańska ropa U.S. Crude Light sięgnęła tuż po południu czasu polskiego 130 dolarów. A to aż o 1,07 dolara więcej niż w momencie zamknięcia wczorajszych transakcji. Podrożała także ropa wydobywana z dna Morza Północnego - za ropę Brent trzeba już płacić 129,53 dolara.
Specjaliści nie mają wątpliwości, że to nie koniec wzrostów. Zbliżają się wakacje i Amerykanie tłumnie wyruszą w podróże. Inwestorzy obawiają się, że w kraju może zwyczajnie zabraknąć paliwa.
Swoje trzy grosze dorzucił także wpływowy amerykański inwestor rynku naftowego T. Boone Pickens, który oświadczył, że jeszcze w tym roku oczekuje wzrostu cen ropy do 150 dolarów za baryłkę.
Wszystko to sprawia, że drożeje nawet ta ropa, której jeszcze nie wydobyto. Wieloletnie kontrakty na dostawy mówią już o cenach rzędu prawie 140 dolarów za baryłkę - podaje "Financial Times".
Inwestorzy do tego stopnia boją się podwyżek, że podpisują kontrakty na dostawy aż do 2016 roku. To z kolei jeszcze bardziej winduje stawki za baryłkę.
Dlatego ropa wydaje się teraz dobrą inwestycją. Dowód? Drożeją przede wszystkim długoterminowe kontakty na ropę. Te krótkoterminowe także idą w górę, ale tu podwyżki nie są aż tak wysokie.