Jeszcze w tym roku rząd musi pożyczyć 100 mld zł, żeby złagodzić wpływ koronawirusa na gospodarkę. Drugie tyle zamierza pozyskać z emisji obligacji PFR, który dostarczy firmom preferencyjne pożyczki (tzw. tarcza finansowa).
Narodowy Bank Polski zapowiedział już skup rządowego długu z rynku wtórnego. Sek w tym, że na ten sam kanał finansowania liczy PFR (będzie emitował obligacje z gwarancją Skarbu), a to już nie jest takie pewne.
NBP powinien kupować papiery bezpośrednio od PFR. Banki mogą nie chcieć zapewnić finansowania w takim tempie, jakie będzie potrzebne, by sprawnie pomagać firmom. Rozmawiamy na ten temat z bankiem centralnym – mówi nasz informator z rządu.
Formalnie NBP nie finansuje rządowych wydatków, bo zabrania tego konstytucja. Ale robi to pośrednio i pod hasłem zwiększania płynności sektora bankowego. Do tej pory skupił obligacje za ponad 50 mld zł. Z tego prawdopodobnie ok. 40 mld zł od państwowego BGK, któremu resort finansów sprzedaje papiery poza oficjalnymi aukcjami. Dzięki temu ministerstwo ma szybkie finansowanie z pominięciem rynku.
– Niemożliwe, aby sektor bankowy w ciągu kilku miesięcy kupił obligacje PFR za 100 mld zł. Upraszczając, to wydrenowałoby go ze wszystkich rezerw. Do tego PFR nie był do tej pory emitentem, nie wiadomo, czy jego papiery będą płynne – ocenia Mikołaj Raczyński z Noble Funds TFI.
Problemy z finansowaniem oznaczają wolniejsze tempo udzielania pomocy przedsiębiorstwom, którym w oczy zagląda widmo bankructwa. Do funduszu wpłynęło już ponad 180 wniosków o wsparcie od dużych firm, które aplikują o kilka miliardów złotych.
Co więcej, rząd ciągle czeka też na zielone światło z Brukseli dla uruchomienia tarczy finansowej. Notyfikacja do KE została wysłana dwa tygodnie temu, ale wciąż nie ma w tej sprawie decyzji. To opóźnia zarówno proces pozyskiwania pieniędzy przez PFR, jak i przelewania środków na konta firm.