Artur Ciechanowicz: Czy Finlandia akceptuje sytuację, gdy rosyjski gaz będzie płynął na zachód Europy z pominięciem Polski?
Tarja Halonen: Zasadniczo nie mamy nic przeciwko Gazociagowi Północnemu. Może on być dobrym i bezpiecznym systemem. Chcemy mieć tylko pewność, że rurociąg nie będzie zagrażał środowisku. Zażądaliśmy od przedsiębiorstwa Nord Stream, żeby przedstawiło nam ekspertyzy dotyczące zagrożeń dla ekologii. To dla mnie jedyna, ale poważna wątpliwość. Jednocześnie to wykonawca, a nie państwo ma zadbać, o to, żeby wszystko było w porządku. My będziemy tylko kontrolować.
A czy to, że przy budowie będą zaangażowane okręty rosyjskiej marynarki wojennej, nie będzie stanowić, pani zdaniem, także zagrożenia z punktu widzenia militarnego?
Nie interesuje nas, jakiego sprzętu użyją wykonawcy. Mają zadbać o bezpieczeństwo inwestycji. I wychodzimy z założenia, że tak właśnie będzie. Jesteśmy dobrej myśli.
W Polsce Gazociąg Północny traktowany jest jako projekt polityczny wymierzony w nasze bezpieczeństwo energetyczne. Zdaniem naszych polityków, może on być użyty do szantażu i wywierania nacisków. Co pani sądzi o tych obawach?
My mamy inny punkt widzenia, inną perspektywę. Po pierwsze Europa tak czy siak będzie potrzebować energii. Nie tylko Niemcy są zainteresowane rosyjskim gazem, ale też na przykład Wielka Brytania. Jeśli gaz nie popłynie po dnie Bałtyku, to popłynie przez Bałkany, albo przez Norwegię. Jeśli Rosjanie będą musieli znaleźć alternatywną drogę, to ją znajdą.
Dodatkowo mamy zdywersyfikowane źródła energii, więc nie mamy takiego problemu jak Polska. Finlandia to mroźny i duży kraj, dlatego musieliśmy czerpać energię z różnych kierunków. Na przykład prawie jedna czwarta elektryczności pochodzi z elektrowni atomowych. Efekt jest taki, że nasza energetyka jest niezależna, bo oparta o wiele źródeł.
Polska i Finlandia mają podobne historyczne doświadczenia z Rosją, ale prowadzą obecnie odmienną politykę wobec wschodniego sąsiada. Jakie są główne zasady polityki Helsinek wobec Moskwy?
Przede wszystkim pragmatyzm. Mieliśmy ciężką historię, ale dzieki niej zrozumieliśmy, że nawet w trudnych sytuacjach lepiej jest szukać kompromisu. Nie wymachujemy szabelką. Nie tak jak niektórzy z naszych południowych sąsiadów. Ale jednocześnie jesteśmy uparci w tym, co już postanowimy. Nie cofamy się za linię, którą sobie wyznaczyliśmy. Proszę sobie przypomnieć dwie wojny, jakie toczyliśmy z Rosją sowiecką. Dzięki temu uporowi dostaliśmy szansę odbudowania kraju.
Kosztem tzw. finlandyzacji...
Ale jednak. To nie był dobrowolny wybór, po prostu znaleźliśmy się na ostatnim posterunku Zachodu przed ZSRR i była to jedyna szansa, więc z niej skorzystaliśmy. Mogłabym powiedzieć, że pragmatyzm to jedna z najważniejszych cech Finów. Nie jesteśmy tak egocentryczni, żeby chcieć zmieniać naszych sąsiadów.
Szukamy kompromisów, chociaż czasem mamy pomysły, które byłyby lepsze. Wynika to z tego, że, w odróżnieniu od Polski, czy Litwy nigdy nie byliśmy mocarstwem. Przez 600 lat należeliśmy do Szwecji, potem do Rosji. Nigdy nie czuliśmy się ani silni, ani wielcy. Dlatego jesteśmy dobrym sąsiadem dla wszystkich.