W ubiegłym tygodniu całą Polskę obiegła informacja, że ministerstwo pracy chce pomóc kobietom. Według planów panie mają wreszcie zacząć dostawać wyższe emerytury. Bo teraz są poszkodowane: krócej pracują, a ZUS płaci za nie niższe składki, kiedy są na urlopach wychowawczych. Ministerstwo zaproponowało więc, by część składek mężczyzn została przeznaczona na emerytury kobiet. Dzięki temu panie miałyby dostać dużo więcej, a panowie - ciut mniej. Sęk w tym, że żadnych konkretnych sum nie podano.
"Fakt" od razu poprosił urzędników z ministerstwa o dokładne wyliczenia. Niestety, okazało się, że plany planami, ale ministerstwo nie potrafi wyliczyć, o ile więcej dostaną panie. Ale za to dziennik dostał od urzędników wyliczenia cudu emerytalnego. Tabelka, którą obok publikujemy, to tak oczekiwana przez nas prognoza ministerstwa. Przecieraliśmy oczy ze zdziwienia. Bo zarówno w wariancie realistycznym jak i optymistycznym przyszłe emerytury wyglądają dużo lepiej niż obecnie - czytamy w "Fakcie".
"To zbyt optymistyczne wyliczenia" - kręci głową Tomasz Publicewicz, analityk rynku emerytalnego. Dlatego od razu poprosiliśmy ministerstwo o wytłumaczenie: jak to możliwe, że będzie tak dobrze? Przecież jeszcze niedawno specjaliści alarmowali, że polskiemu systemowi emerytalnemu grozi krach, a w kasie ZUS brakuje ponad 280 miliardów złotych.
"Dobierając wskażniki, na podstawie których wyliczyliśmy przyszłe emerytury, kierowaliśmy się racjonalnymi przesłankami, opartymi na prognozach makro- i mikroekonomicznych. To najbardziej prawdopodobne warianty" - argumentuje Bożena Diaby, rzecznik prasowy MPiPS.
Ekonomista Marek Zuber ma jednak wątpliwości. "Prawdą jest, że założone wskaźniki są racjonalne. Być może będą nawet trochę wyższe. Bo Polska jest krajem na gospodarczym dorobku, który się będzie rozwijał" - przyznaje. "Ale za 30 lat ceny też będą dużo wyższe, więc te kwoty będą warte dużo mniej niż teraz" - od razu dodaje.
I od razu podaje przykład. Dziś średnia emerytura to około 1300 złotych. A lodówka średniej klasy kosztuje 1000 złotych. Czyli za jedną emeryturę można kupić 1,3 lodówki. A jak będzie za 30 lat? Średnia emerytura wyniesie aż 3 tys. złotych. Prawie na pewno Polska do tego czasu przejdzie na euro - ale dla uproszczenia wyliczeń pozostaniemy w złotych. Po trzydziestu latach, z powodu inflacji taka sama lodówka będzie kosztowała ok. 1,8 tys. zł. Czyli emeryta będzie stać na 1,7 lodówki. To trochę lepiej niż teraz. Ale tylko trochę.
Jest jeszcze jeden, chyba najważniejszy problem: cud emerytalny, jeśli nawet się zdarzy, pomoże dzisiejszym 30-latkom. Obecni emeryci nie dostaną ani grosza więcej.
Katrastrofa nam nie grozi
Marek Zuber, ekonomista:
Polska jest krajem na dorobku gospodarczym, który będzie się rozwijał. W związku z tym wyliczenia przygotowane przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w wariancie optymistycznym są prawdopodobne. Co więcej, te wskaźniki mogą być nawet wyższe. Bo jeśli wraz ze wzrostem gospodarczym dojdą konkretne reformy, na przykład finansów publicznych, to emeryci w przyszłości mogą mieć naprawdę dobrze. Ważne jest także, czy rząd utrzyma zapowiadaną na 3 procenty waloryzację emerytur.Te wszystkie wskaźniki wpłyną na wysokość tych świadczeń w przyszłości. Nie wierzę w zapowiadaną katastrofę systemu emerytalnego. Jednak patrząc na tę tabelkę, nie popadałbym w hurraoptymizm. Bo kwota nawet 5 tysięcy złotych za 30 lat będzie miała dużo niższą wartość niż obecnie.
To wróżenie z fusów
Tomasz Publicewicz, analityk rynku emerytalnego:
Te wyliczenia wydają mi się bardzo optymistyczne. Możliwe, że w specyficznym przypadku dla specyficznej osoby może wyjść taka kwota. Jednak trzeba pamiętać, że to jest bardzo optymistyczne podejście do sprawy. W tym przypadku wydaje mi się jednak zbyt optymistyczne. Należy też cały czas pamiętać, że średnie wynagrodzenie za kilkadziesiąt lat też będzie odpowiednio wyższe, a co za tym idzie koszty życia będą wyższe. Dlatego przestrzegałbym przed porównywaniem tych kwot do dzisiejszych warunków życiowych.