Rząd wymyślił ostatnio, że jeśli polskie kobiety będą dostawały dwie emerytury (najpierw okresową, a później dożywotnią), uniknie się w ten sposób wielu problemów. Chodzi głównie o problem polegający na tym, że przez opieszałość polityków nie powstały w Polsce tak zwane zakłady emerytalne. Miały one wypłacać takie świadczenia, które zostały zagwarantowane zarówno przez państwo i ZUS, jak również przez Otwarte Fundusze Emerytalne, którym co miesiąc płacimy składki. Na razie w Polsce nie ma takich zakładów.
Tymczasem już w przyszłym roku na emeryturę przejdą pierwsze kobiety ubezpieczone zarówno w I filarze (ZUS), jak i w II filarze (OFE). To głównie z myślą o nich, rząd planuje zmiany. Kobiety, które skończyły 60 lat będą do 65. roku życia pobierały tak zwaną emeryturę okresową. Ponieważ nie powstały jeszcze zakłady emerytalne, kobiety te będą musiały przez pięć lat fatygować się po świadczenia zarówno do siedziby ZUS, jak i do siedziby OFE, z którym podpisały kiedyś umowę.
"Gazeta Prawna" policzyła, że jeśli jakaś kobieta płacąc co miesiąc składki do Otwartego Funduszu Emerytalnego odłożyła na swoim koncie 50 tysięcy złotych, to przez pięc lat będzie dostawała od OFE dodatkowe 206 złotych.
W 2014 roku, gdy według rządowych planów powstaną już zakłady emerytalne, świadczenia będą już wypłacane w jednym miejscu i będą innej wysokości. Emerytury będą naliczane według tych samych kalkulatorów, które stosuje się w przypadku mężczyzn. Ta zmiana również jest podyktowana tym, że rząd chciał uniknąć problemów prawnych. Trybunał Konstytucyjny orzekł bowiem niedawno, że prawa emerytalne mężczyzn i kobiet powinny być zrównane.