Bank Pekao wyrósł na najpoważniejszego kandydata do przejęcia mBanku. Najpoważniejszego, ale nie jedynego, bo – jak wynika z nieoficjalnych informacji – nie jest to jedyny oferent. Wcześniej wskazywano, że chętny do kupna czwartego banku na naszym rynku jest też amerykański fundusz private equity Apollo. Mówiono również o zainteresowaniu ze strony PKO BP oraz Credit Agricole. Według Reutersa dwa ostatnie podmioty ostatecznie nie biorą udziału w wyścigu o mBank.
Cezary Stypułkowski, prezes instytucji wystawionej na sprzedaż przez niemiecki Commerzbank, od początku nie ukrywał, że najbliższy byłby mu scenariusz kupna przez inwestora, który dotąd był nieobecny na naszym rynku.
W podobnym tonie wypowiadał się w trakcie czwartkowej prezentacji wyników finansowych. – Z punktu widzenia spozycjonowania banku, konkurencyjności rynku, benefitów dla klientów, możliwości utrzymania dynamiki banku lepszy byłby inwestor, który nie ma obecności w Polsce – stwierdził.
Zarząd sprzyja nowemu inwestorowi, bo jego pojawienie się prawdopodobnie nie oznaczałoby znaczących zmian w działaniu instytucji. Inaczej byłoby w przypadku przejęcia przez jeden z krajowych banków. Konsekwencją byłoby połączenie i prawdopodobnie zniknięcie marki z rynku. Ale – jak wskazuje szef jednego z dużych banków – w przypadku mBanku takie przejęcie nie będzie łatwe.
Reklama
– On charakteryzuje się wysoką efektywnością, ale jednocześnie ma niskie przychody na klienta. Nabywca musi się więc liczyć z tym, że albo w wyniku fuzji ten wskaźnik się pogorszy, albo klientom mBanku trzeba będzie podnieść ceny. Oni są jednak na takie postępowanie bardzo wrażliwi – tłumaczy rozmówca DGP.
W końcu ubiegłego roku aktywa mBanku wynosiły 158,7 mld zł
W przypadku mBanku dochody segmentu detalicznego w przeliczeniu na jedno konto nie przekraczają tysiąca złotych w skali roku. W niektórych krajowych instytucjach są niemal o połowę wyższe. Różnica jest znacząca, nawet jeśli wziąć poprawkę na brak pełnej porównywalności danych pomiędzy poszczególnymi podmiotami. Spośród banków giełdowych pod względem przychodów na klienta gorzej od mBanku wypada jedynie Bank Ochrony Środowiska. Przychody obejmują nie tylko prowizje pobierane przy obsłudze rachunków, lecz także różnicę pomiędzy oprocentowaniem kredytów i depozytów czy inne kategorie, np. wymianę walut.
Głównym powodem atrakcyjności przejęcia mBanku jest jego rozmiar. Jego aktywa w końcu ubiegłego roku wynosiły 158,7 mld zł, co dawało mu czwarte miejsce na naszym rynku (tuż przed ING Bankiem Śląskim). Z punktu widzenia Pekao takie przejęcie oznaczałoby powrót na drugą pozycję, utraconą rok temu na rzecz Santander Bank Polska i zbliżenie się do rynkowego lidera, czyli PKO BP.
Finansiści powtarzają często, że bankowość to biznes skali – im jest ona większa, tym łatwiej o dobre wskaźniki efektywności. – Z różnych powodów atrakcyjność naszego sektora bankowego jest dziś mniejsza niż w przeszłości. Poziom obciążeń osiągnął krytyczny wymiar – mówił na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami i analitykami Cezary Stypułkowski.
Chodzi przede wszystkim o podatek od niektórych aktywów finansowych w ostatnich latach i większe składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Ale na wynikach banków zaczynają odbijać się również spory z posiadaczami hipotek we frankach.
„Rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami walutowymi w wysokości 388 mln zł i wysoki podatek bankowy 459 mln zł obniżyły zwrot na kapitale do 6,6 proc.” – podał mBank w prezentacji wynikowej.
Szefowie innych instytucji również wskazują na problem wysokich obciążeń sektora. – Zaczynają się pojawiać ograniczenia kapitałowe – stwierdził na ostatniej konferencji wynikowej Brunon Bartkiewicz, szef ING Banku Śląskiego.
Ubiegłoroczny zysk tej instytucji to niemal 1,7 mld zł, o 9 proc. więcej niż rok wcześniej. Wskazywał, że w Polsce obowiązują jednak wysokie wagi ryzyka (dotyczy to zwłaszcza kredytów walutowych), duże wymogi kapitałowe, a przy znacznych obciążeniach banki mają problem z generowaniem zysku, który dałby wzrost kapitału zapewniający możliwość dalszego rozwoju biznesu. – Kolejne elementy mogą doprowadzić do tego, że gdy bank wpada w pułapkę niezdolności do generowania odpowiedniego zwrotu z kapitału, to on lub właściciel zaczyna szukać nowego inwestora – stwierdził Bartkiewicz.