Jak wynika z wyliczeń DGP, przyszłoroczna waloryzacja emerytur wyniesie 3,24 proc. Taki wskaźnik wynika z prognoz wzrostu realnej płacy zawartych w Aktualizacji Planu Konwergencji oraz inflacji gospodarstw emeryckich, czyli wzrostu cen usług i towarów najczęściej przez nie kupowanych. Nowa wielkość zostanie zapisana w przyszłorocznym budżecie i na tej podstawie planowane będą wydatki na świadczenia z ZUS.

Reklama

To oznacza, że minimalna emerytura, która dziś wynosi 1100 zł, wzrosłaby o 35 zł, a przeciętna emerytura w wysokości ok. 2200 zł zostałaby podwyższona o 71 zł. Nasi rozmówcy z rządu zwracają uwagę na dwie sprawy. Przede wszystkim jest mało prawdopodobne, by politycy nie zdecydowali się na powtórkę z tego roku, kiedy zamiast podnosić emerytury o niski wskaźnik (2,86 proc.), rząd zaproponował waloryzację mieszaną z minimalną kwotą podwyżki 70 zł.

Trwa ładowanie wpisu

Powtórka tego wariantu jest bardzo realna. Ponadto budżet na 2020 r. będzie przyjmowany przed końcem września, w samym środku kampanii wyborczej, a emeryci to dla PiS jedna z najważniejszych grup elektoratu.I dlatego, jak wynika z naszych rozmów, PiS rozważa ogłoszenie, że dodatkowa trzynasta emerytura – wbrew temu, co zakłada przygotowany przez Ministerstwo Finansów najnowszy Wieloletni Plan Finansowy – będzie rozwiązaniem stałym, a nie jednorazowym. Tym bardziej, że tegoroczna operacja zostanie sfinansowana raczej bez problemów ze względu na rekordowo wysokie wpływy ze składek na ZUS. W styczniu i lutym pokrywały one wydatki Zakładu niemal w 80 proc.

Reklama

Ostateczny wskaźnik wzrostu emerytur i rent będzie znany w lutym 2020 r., gdy GUS poda dane o inflacji i wzroście płac w tym roku.

Rząd się zastanawia, jak zadbać o najstarszych wyborców

Jak wyliczył DGP, wskaźnik waloryzacji świadczeń w 2020 r. wyniesie 3,24 proc. Byłby więc nieco wyższy niż tegoroczny

W aktualizacji planu konwergencji (APK), opublikowanej przedwczoraj przez resort finansów, znalazły się dane, dzięki którym można przewidzieć wskaźnik waloryzacji emerytur i rent. Ustawowy wzór podwyżki oblicza się, dodając do wskaźnika inflacji przynajmniej 20 proc. realnego wzrostu płac.

Analitycy MF przewidują, że inflacja w całym 2019 r. wyniesie średnio 1,8 proc., ale jak wynika z naszych informacji, jeszcze wyższa jest prognoza inflacji w gospodarstwach domowych emerytów i rencistów – wynosi 2,1 proc. Ustawa o rentach i emeryturach stanowi, że przy liczeniu podwyżki świadczeń bierze się pod uwagę wyższy z tych wskaźników. Z kolei w APK można przeczytać, że "realny wzrost wynagrodzeń przyspieszy w 2019 r. do 5,7 proc. r./r., by w horyzoncie prognozy stopniowo się obniżać".

20 proc. wzrostu płac to 1,14 pkt proc., a jeśli dodamy do tego zwykły wskaźnik inflacji, otrzymamy 3,24 proc. – właśnie tyle miałaby wynieść podwyżka emerytur. W praktyce oznacza to, że dla średniej emerytury podwyżka przy waloryzacji wskaźnikiem 3,24 proc. wyniesie niepełne 72 zł, ale przy emeryturze w wysokości 3500 zł będzie to już 113 zł. Możliwa jest korekta tego wskaźnika, bo ustawa mówi, że 20 proc. to minimum, a rząd po konsultacji z partnerami społecznymi może zastosować wyższy wskaźnik.

Reklama

Będziemy do tego namawiać, ale na razie jest za wcześnie na dyskusję, bo rząd pokaże partnerom społecznym propozycję wskaźnika waloryzacji emerytur w czerwcu – stwierdza Henryk Nakonieczny z Solidarności. Tego typu sposób promuje osoby o wyższych świadczeniach. Niezbyt podoba się to rządowi, który szuka sposobów, żeby w miarę możliwości wspierać emerytów i rencistów o niskich świadczeniach. Od momentu przejęcia władzy przez PiS już dwukrotnie mieliśmy waloryzację mieszaną z gwarantowaną minimalną kwotą podwyżki.

W 2017 r. było to 10 zł, a w tym – już 70 zł. Oprócz tego dwa razy – w 2016 r. i w tym roku – PiS wprowadził jednorazowe dodatki dla emerytów. Wszystkie te sposoby sprawiają, że transfery dla osób o niższych świadczeniach są relatywnie wyższe. Na przykład tegoroczna podwyżka o minimum 70 zł spowodowała, że minimalne świadczenia wrosły o blisko 7 proc., a przeciętne wynagrodzenie o 3 proc. Z tego powodu prawdopodobna jest powtórka wariantu z waloryzacją mieszaną. PiS zresztą walnie przyczynił się do zwiększenia grupy emerytów o niższych świadczeniach, obniżając wiek emerytalny. Efektem tego ruchu był spadek przeciętnej wysokości nowo ustalanych świadczeń.

Emeryci i renciści to ponad 9 mln osób z jednej z najważniejszych dla PiS grup wyborców. Świadczy o tym błyskawiczne uchwalenie Emerytury plus, by potencjalni wyborcy jeszcze w maju mogli otrzymać świadczenie. To, że będzie ono zaprogramowane na przyszły rok, jest pewne. Taka pozycja znajdzie się w projekcie budżetu na 2020 r. Rząd będzie pracował nad nim we wrześniu, gdy ruszy kampania parlamentarna. Jak wynika z naszych informacji, PiS rozważa uczynienie z tego stałego mechanizmu. Taka ustawa mogłaby być zgłoszona obok projektu budżetu i byłaby wyborczym atutem.

Wyliczony przez nas wskaźnik waloryzacji zapewne w tej wysokości zostanie zapisany w budżecie. Należy pamiętać, że nie jest on jednak ostateczny – taki poznamy w lutym 2020 r. już nie na podstawie prognoz, lecz faktycznych danych o inflacji i wzroście płac za 2019 r. Tegoroczny wskaźnik podwyżki pokazany w projekcie budżetu był nieco wyższy (3,26 proc.) niż ostateczna podwyżka (2,86 proc.). Różnica była efektem inflacji niższej od prognozowanej.

Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Crédit Agricole, możliwe jest, że w przyszłym roku realny wzrost płac będzie niższy niż założony w APK. – Nie będzie eksplozji płac w budżetówce, a w sektorze prywatnym wejście w życie PPK i zniesienie 30-krotności spowodują, że realnie nie urosną one aż o tyle, ile prognozuje APK – mówi ekonomista. Jego zdaniem wzrost płac wyniesie ok. 4,5 proc. W takim przypadku wskaźnik waloryzacji byłby minimalnie niższy i wyniósłby 3 proc.