- Kosmiczne śmieci to obiekty, które pozostają w przestrzeni kosmicznej po działalności człowieka - wyjaśnił szef PAK. Chodzi, jak doprecyzował, o nieczynne satelity, stopnie rakiet kosmicznych, które pozostały w kosmosie, fragmenty satelitów (bo same satelity po jakimś czasie degradują się i mogą się rozpaść), różne zabrudzenia związane z rakietami kosmicznymi, również z paliwem rakietowym, które pozostało na ostatnich stopniach rakiet.
- Najciekawszym śmieciem kosmicznym była rękawica pierwszego Amerykanina, który wyszedł w przestrzeń kosmiczną i zgubił zewnętrzną rękawicę swojego skafandra; krążyła ona przez jakiś czas wokół naszej planety - powiedział. Według Brony śmieci kosmicznych jest coraz więcej, ponieważ działalność człowieka bardzo mocno się rozszerza, w szczególności na niskiej orbicie okołoziemskiej, pomiędzy 100 a 600 km nad naszymi głowami.
- Liczbę śmieci kosmicznych szacuje się obecnie na ok. 20 tysięcy dużych obiektów, z czego jedynie około 2 tys. stanowią satelity. Reszta to obiekty pozostałe po satelitach lub po innych statkach kosmicznych - wskazał. Dodał, że kolejne setki tysięcy śmieci są znacznie mniejsze niż 10 cm, a około 200 milionów - ma mniej niż 1 cm.
Jak podkreślił Brona wszystkie te śmieci stanowią olbrzymie zagrożenie dla obecnych i przyszłych misji kosmicznych, zarówno bezzałogowych, jak i załogowych. - Śmieć kosmiczny może być niewielki - rzędu kilku-kilkudziesięciu milimetrów, niemniej pędząc z olbrzymią prędkością (kilku tysięcy kilometrów na godzinę) może uderzyć jak pocisk z karabinu, a nawet szybciej, w działającą infrastrukturę kosmiczną, niszcząc satelity, uszkadzając stację kosmiczną, zagrażając naszej działalności w kosmosie - powiedział.
Dlatego też, jak podkreślił, bardzo ważne jest mapowanie owych śmieci. - Musimy wiedzieć, gdzie one się w przestrzeni kosmicznej znajdują, żeby ewentualnie wykonać manewr unikowy. Ważne jest to, żebyśmy, wprowadzając satelity na orbitę, zapewnili im zdolność do deorbitacji - zaznaczył. Chodzi, jak dodał, o to, że po zakończeniu misji kosmicznej satelity muszą zejść ze swojej orbity i spalić się w atmosferze ziemskiej. - Tym samym usuwamy przyszłe śmieci kosmiczne z orbity - wyjaśnił.
Brona zwrócił uwagę, że w związku z tym powstały dwie grupy firm, które chcą się specjalizować właśnie w tym zagadnieniu. Do jednej, jak powiedział, należą przedsiębiorstwa, które chcą obserwować i badać przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu śmieci kosmicznych. - Mogą one produkować sprzęt dla obserwatorów naziemnych, którzy poszukują śmieci kosmicznych, ale mogą też w przyszłości sprzedawać informacje odnośnie śmieci kosmicznych, np. ubezpieczycielom - wyjaśnił.
Drugą grupę stanowią firmy, które zaczęły się specjalizować w systemach usuwania śmieci kosmicznych z orbity - wskazał Brona. - To są systemy, które mogą np. używać wiązki laserowej do spalenia w szczególności mniejszych śmieci kosmicznych i usunięcia ich z orbity. Ale też systemy robotyczne - roboty latające po orbicie i usuwające głównie te większe śmieci kosmiczne, jak np. nieczynne satelity, i kierujące je w atmosferę ziemską - powiedział.
Są również firmy, jak zaznaczył, które chcą zaproponować nowe systemy, które będzie się montowało na nowych satelitach, "żeby po zakończeniu misji satelita mógł wejść w atmosferę ziemską". - Zazwyczaj proponują one albo niewielkie silniki deorbitacyjne, albo żagle, które po rozłożeniu powodują tarcie o atmosferę ziemską na wysokości kilkuset kilometrów i poprzez to tarcie satelita zmienia swoją orbitę i prędzej czy później kończy w atmosferze ziemskiej - wyjaśnił.
Jak powiedział Brona, rynek związany z mapowaniem, ale też usuwaniem, śmieci kosmicznych dopiero się rodzi. Dominują na nim Stany Zjednoczone, co wynika z tego, że mają one najpoważniejszą infrastrukturę w kosmosie, którą muszą zabezpieczyć. - Tę infrastrukturę "krok po kroku zabezpieczają" zarówno projekty wojskowe, naukowe, jak i komercyjne - dodał.
Ale Europa, jak podkreślił prezes PAK, też już ten problem dostrzegła. A Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) prowadzi działania związane z przygotowaniem obserwatoriów m.in. wykrywających śmieci kosmiczne. - Być może również w niedalekiej przyszłości, w latach 20., ESA wyśle misję testową związaną z deorbitacją śmieci kosmicznych. Program operacyjny związany z zabezpieczeniem systemów kosmicznych ma także Komisja Europejska - zaznaczył.
Dodał, że w tym programie operacyjnym, w ramach Europejskiego Konsorcjum SST (Space Surveillance and Tracking) bardzo aktywnie działają: Francja, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania i Włochy, a Polska chciałaby do tej inicjatywy przystąpić. - Jesteśmy obecnie na ostatniej prostej, by dołączyć do tego europejskiego konsorcjum badawczo-wykonawczego, zabezpieczającego zdolności do monitoringu śmieci kosmicznych, a w przyszłości pewnie też do ich usuwania - ocenił.
Brona podkreślił, że obszar związany ze śmieciami kosmicznymi dopiero powstaje na rynku globalnym. - Co mnie bardzo cieszy, polskie firmy dostrzegły ten trend. Nie próbują konkurować w dojrzałych dziedzinach kosmicznych; próbują zaistnieć w obszarze, który dopiero się pojawia na rynku globalnym, dzięki czemu bardzo szybko będą mogły przeskalować swoją działalność. Szybko to znaczy w perspektywie kilku lat, a nie kilkudziesięciu - powiedział.
Według Brony w Polsce jest kilka podmiotów, które są zainteresowane właśnie tego typu systemami. - Z jednej strony podmioty, które dostarczają specjalistyczne systemy kamerowe dla obserwatoriów, które te śmieci kosmiczne śledzą. Z drugiej strony - podmioty, które w porozumieniu z ESA testują sieci kosmiczne do łowienia nieczynnych satelitów - wyjaśnił.
Szef PAK dodał, że 19 listopada leci w kosmos przygotowany przez studentów Politechniki Warszawskiej satelita, który ma testować sposób deorbitacji nieczynnych układów kosmicznych. "Działamy więc na wielu frontach i wchodzimy w niszę rynkową, która, mam nadzieję, szybko w najbliższym czasie urośnie" - ocenił.
Wartość rynku porządkowania kosmicznych śmieci, jak powiedział, najłatwiej oszacować pokazując, jakie mogą one spowodować straty. - Od lat 70. XX wieku mówi się, że przy pewnym zagęszczeniu satelitów i śmieci kosmicznych na orbicie wystarczy jedno duże przypadkowe zdarzenia dwóch satelitów, aby zaczął się proces lawinowy. Czyli poprzez zderzenie dwóch satelitów wygenerujemy tysiące, jeśli nie setki tysięcy dodatkowych śmieci, które trafiają w satelity krążące na podobnej orbicie. Te z kolei generują kolejne tysiące śmieci i proces rozwija się na niskiej orbicie okołoziemskiej - powiedział.
Według Brony w wyniku tego procesu utracimy wszystkie satelity na orbicie, a także dostęp do orbity okołoziemskiej i zamkniemy sobie możliwość dalszej ekspansji w kosmosie na wiele lat. A rynek związany z naszymi zdolnościami kosmicznymi, jak wskazał, jest szacowany na setki miliardów, "jeśli nie na biliony dolarów".
- Większość aplikacji w telefonach komórkowych ma dostęp do danych satelitarnych - to jest nawigacja, to jest telekomunikacja, to są zobrazowania ziemi. Wszystko to możemy utracić praktycznie w jednej chwili, jeśli nie zajmiemy się problemem kosmicznych śmieci - podkreślił.