Poszukiwania inwestora strategicznego licząca 141 sklepów sieć Piotr i Paweł rozpoczęła w listopadzie ubiegłego roku. Firma nie ukrywała, że to konieczne dla jej dalszego rozwoju na konkurencyjnym polskim rynku.
– Negocjacje wciąż trwają. Mamy nadzieję, że ich finalizacja nastąpi do końca lipca. Daliśmy sobie trochę więcej czasu na dopięcie wszelkich formalności – komentuje Robert Krzak, wiceprezes grupy. Pierwotnie planowano, że nowy inwestor będzie znany już wiosną.
Według Krzaka proces się wydłuża, ale w maju firma otrzymała kilka wiążących ofert. – Obecnie jesteśmy po ich analizie. W czerwcu będziemy prowadzić rozmowy dotyczące zamknięcia transakcji – uzupełnia nasz rozmówca.
Początkowo właściciele sieci, którymi są bracia Piotr i Paweł Woś, planowali sprzedać większościowe udziały w firmie, ale pozostać jej współwłaścicielami. Dziś myślą o całkowitym wyjściu z interesu. – Z komentarzem, z czego wynika ta zmiana, chcemy zaczekać do czasu finalizacji transakcji – ucina Robert Krzak.
Eksperci sugerują, że zmiana może się wiązać z trudną sytuacją firmy. Według wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska w pierwszych trzech kwartałach 2017 r. przy ponad 860 mln zł obrotów firma miała 4,3 mln zł straty. Zdaniem specjalistów sprzedać całą firmę będzie łatwiej, niż pozyskać kogoś do współpracy.
– Od dłuższego już czasu było wiadomo, że polskim sieciom będzie trudno przetrwać w obliczu nasilającej się konkurencji ze strony zagranicznych graczy. Dlatego sprzedaż Piotra i Pawła nie jest zaskoczeniem – przyznaje Jarosław Frontczak, analityk handlu detalicznego w firmie PMR.
Robert Krzak zapewnia, że wsparcie od banków jest zapewnione do końca tego roku. W pierwszym kwartale firma zwiększyła zakres finansowania przez Bank Zachodni WBK i ING Bank Śląski. Wysokość limitów potwierdził SGB Bank. Firma została też dokapitalizowana przez fundusze zarządzane przez TFI Capital Partners.
Wśród potencjalnych nabywców sieci wymieniane są takie firmy jak Carrefour, ITM – spółka zarządzająca sieciami Intermarche i Bricomarche, Auchan czy Jeronimo Martins, właściciel Biedronki.
– Nie komentujemy żadnych doniesień na temat naszego ewentualnego zainteresowania Piotrem i Pawłem – słyszymy od Doroty Patejko, rzecznika Auchan Polska. Podobnie wypowiada się biuro prasowe Jeronimo Martins.
– Piotr i Paweł byłby łakomym kąskiem dla każdej z wiodących firm handlowych w kraju – uważa Jarosław Frontczak. Po pierwsze dlatego, że działa w segmencie delikatesowym (choć sama firma nie chce, by ją z nim utożsamiać). Posiada również sklepy w dobrych lokalizacjach. – Nie ma zatem firmy, która nie skorzystałaby na takim przejęciu. Może najmniej Żabka – zastanawia się głośno Frontczak.
Dla Jeronimo Martins przejęcie Piotra i Pawła byłoby przepustką do nowego formatu – sklepu większego i z segmentu premium. Jak zaznaczają eksperci, Biedronka od pewnego czasu stawia już na asortyment wyższej jakości. Kolejny powód: największa w kraju sieć stanęła na granicy ograniczonego rozwoju. Dziś otwiera po kilkadziesiąt sklepów rocznie. W przeszłości uruchamiała ich po kilkaset. Powinna znaleźć inny sposób na umacnianie pozycji w rynku.
Piotr i Paweł byłby też dla niej przepustką do zaistnienia w e-commerce. Biedronka należy do tych nielicznych firm, które wciąż nie działają w tym obszarze. Tymczasem z powodu wprowadzonych ograniczeń handlu w niedzielę ten segment bardzo dynamicznie się rozwija.
Auchan, ITM czy Carrefour mogłyby natomiast dzięki Piotrowi i Pawłowi umocnić się w segmencie supermarketów.
– Prawda jest taka, że o ostatecznym przejęciu zadecyduje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Dopiero wtedy będzie można mówić o faktycznej sprzedaży polskiej sieci. Na razie to wciąż tylko negocjacje. Decyzja urzędu ma ogromne znaczenie zwłaszcza w przypadku Biedronki. Może się okazać, że kupno Piotra i Pawła będzie wymagało od niej sprzedaży kilku innych sklepów z własnej sieci – podkreśla Jarosław Frontczak.